Syn przyprowadził do nas swoją dziewczynę, aby nas poznać, bo zamierza się ożenić. Przyszła synowa zaprezentowała nie tylko swój efektowny wygląd, ale także kapryśny charakter. Choć nie przypadła mi do gustu, to nie dałam tego po sobie poznać, zapraszając ich do stołu. Sama biegałam, nakładając potrawy, aby wszystko było ciepłe. Tak mimochodem poprosiłam Annę, żeby pomogła mi rozłożyć serwetki i sztućce. A ona, patrząc na mnie spod swoich sztucznych rzęs, powiedziała, że to niegrzeczne zmuszać gości do pracy. Zaskoczona, prawie upuściłam talerz z gołąbkami na podłogę. Co za odpowiedź, naprawdę nic dodać, nic ująć
– Tego nie będę jeść – powiedziała Anna, moja przyszła synowa, odsuwając talerz.
Przez cały wieczór Anna zjadła tylko jedną kanapkę z prosciutto i wypiła herbatę. I to mimo że stoły uginały się od jedzenia. Zrobiłam dwie sałatki – jarzynową i z paluszków krabowych. Gołąbki. Zapiekłam mięso z warzywami, ugotowałam ziemniaki, zrobiłam puree. Była też deska wędlin, serów i warzyw. A z tego wszystkiego Anna nie znalazła nic do jedzenia.
Gdy tylko ją zobaczyłam, od razu zrozumiałam, że nie obejdzie się bez problemów. Wyglądała jak lalka Barbie. Takie dziewczyny widywałam tylko na okładkach magazynów.
Syn przyprowadził do nas swoją dziewczynę na pierwsze spotkanie. Jakub jest naszym jedynym synem, w przyszłym roku skończy 30 lat, więc najwyższa pora, aby założył rodzinę. Ale jakoś do tej pory nie mógł znaleźć tej jedynej.
Teraz w końcu znalazł i oznajmił nam z mężem, że się żeni. Oczywiście, chcieliśmy poznać przyszłą synową.
Wiele rzeczy mogłam sobie wyobrazić, ale to, co zobaczyłam, bardzo mnie zaskoczyło. Anna ubierała się zbyt modnie i jaskrawo, a jej makijaż wyglądał tak, jakby wybierała się na imprezę sylwestrową. Miała tak długie paznokcie, że trudno było jej trzymać widelec.
Przyszła synowa pokazała nie tylko swój efektowny wygląd, ale też kapryśny charakter.
Chociaż mi się nie spodobała, nie dałam tego po sobie poznać, zapraszając ich do stołu i podając jedzenie, aby było ciepłe.
Tak mimochodem poprosiłam Annę, aby pomogła mi rozłożyć serwetki i sztućce. Spojrzała na mnie spod swoich sztucznych rzęs i powiedziała, że to nieładnie zmuszać gości do pomocy.
Zaskoczona, prawie upuściłam talerz z gołąbkami na podłogę. Co za odpowiedź, naprawdę nic dodać, nic ująć.
Postanowiłam nie zwracać na to uwagi, aby nie psuć sobie i innym nastroju na samym początku. Ale mój nastrój jeszcze bardziej się pogorszył, gdy zobaczyłam, że synowa demonstracyjnie odsunęła talerz i oświadczyła, że nie zje niczego z tego, co jest na stole.
Kiedy syn z narzeczoną wyszli, rozpłakałam się. Widziałam, jak Jakub patrzy na nią z miłością, nie spuszcza z niej oczu i nie dostrzega żadnych wad. Dla niego jest idealna. Wiedziałam, że cokolwiek powiem lub doradzę, syn mnie nie posłucha.
– Dlaczego płaczesz? Powinnaś się cieszyć, że syn się żeni, a ty zalewasz go łzami na błogosławieństwo? – zamiast mnie wesprzeć, zaczął mnie strofować mój mąż.
– A czy ty sam jej nie widziałeś? Jak nasz syn mógł wybrać sobie taką dziwaczkę?
– Kogo wybrał, z tą będzie żył. A co nas to obchodzi? Nie wymyślaj, Maria, problemów tam, gdzie ich nie ma, lepiej idź spać.
– Nie chcę, żeby Jakub się z nią ożenił.
– Nie chcesz? A czy ktoś cię o to pyta? – zaśmiał się mąż. – Syn już dokonał wyboru. I nas nie będzie słuchał. Tak jak ja kiedyś nie posłuchałem swojej matki. Myślisz, że moja mama od razu cię polubiła? – zapytał.
– Nie rozumiem… Przecież przez całe życie była dla mnie bardzo dobra. Myślałam, że twoja mama mnie kocha.
– Polubiła cię znacznie później, z czasem. A gdy pierwszy raz przyprowadziłem cię do domu, to tak mnie zrugała, że znalazłem sobie kogoś takiego, że wyszedłem od niej bez “do widzenia”.
– To ciekawe… – powiedziałam. Wyznania męża sprawiły, że na chwilę zapomniałam o Annie.
– Maria, jesteś wspaniała. Zdołałaś zdobyć miłość i przychylność mojej matki. Uda ci się też zyskać sympatię naszej synowej, dla dobra syna i spokoju w rodzinie – powiedział mąż.
– Jak mam zdobyć jej przychylność, widziałeś, jaka jest wyniosła?
– Bo jest młoda. Miłością i cierpliwością można osiągnąć wszystko – dał mi mądrą radę mój mąż.
Jakub się ożenił. Młodzi zamieszkali osobno, bo Jakub miał własne mieszkanie.
Nie mieszałam się w ich życie, ale syn sam wprowadził tradycję, że czasem w niedziele odwiedzamy się wzajemnie.
Żeby znów nie wprawić się w niezręczną sytuację, bezpośrednio zapytałam synową, co mam przygotować. Ku mojemu zaskoczeniu, odpowiedziała, że niedziela to dzień pierogów, które lubi, ale nie umie ich gotować.
To była moja szansa, której chwyciłam się z radością. Zrobiłam kilka rodzajów pierogów, poczęstowałam młodych, a synowa nawet podziękowała. Zaproponowałam jej, że jeśli znajdzie czas, to możemy razem przygotować pierogi, aby sama się nauczyła.
Tak powoli zaczęłyśmy się zbliżać. Okazało się, że Anna nie jest zła, tylko nie je majonezu, bo uważa go za niezdrowy. Gołąbków po prostu nie lubi, woli modne teraz sushi. Dlatego za pierwszym razem rzeczywiście nie miała co jeść.
A pierogi nas połączyły. Teraz jesteśmy z Anną najlepszymi przyjaciółkami. Urodziła mi wnuczkę, a ja jej we wszystkim pomagam. Nie wchodzę im w drogę, jeśli mnie o nic nie proszą, ale nigdy nie odmawiam, gdy czegoś potrzebują.
Teraz wszystkim mówię, że mam najlepszą synową na świecie i nie kłamię.
Tak samo mówiła o mnie moja teściowa, a ja starałam się być najlepsza.
Mój mąż miał rację, mówiąc, że miłością i cierpliwością można osiągnąć wszystko, czego się pragnie.
