– Nic nie rozumiem, Wiktorze. Jakie mieszkanie? Jaka córka? Mamy własne dzieci, mamy o kogo dbać – próbowałam wyjaśnić sytuację, gdy mój mąż oznajmił mi, że jego nieślubna córka wychodzi za mąż i chce kupić jej mieszkanie. – Powiem ci więcej, mamy z Marią dwoje wspólnych dzieci, dlatego muszę kupić to mieszkanie – zaszokował mnie mój mąż, z którym spędziłam prawie 30 lat

Mamy dwoje wspólnych dzieci. Nasze dzieci są już żonaci, mieszkają osobno.

Właściwie to dla dzieci postanowiłam wtedy zostać z mężem, bo nasze małżeństwo nie należało do łatwych.

Minęły zaledwie trzy lata od naszego ślubu, kiedy dowiedziałam się, że mój mąż ma romans na boku. Kochanką okazała się nasza sąsiadka, Maria, którą również dobrze znałam.

Miałam już wtedy dziecko, a mąż przysięgał, że to dla niego nic nie znaczy, że kocha tylko mnie i chce utrzymać rodzinę.

Uwierzyłam mu wtedy, a nawet urodziłam jeszcze jedno dziecko, żeby, można powiedzieć, scalić rodzinę, i na pierwszy rzut oka wydawało się, że wszystko się ułożyło.

Maria też w końcu wyszła za mąż, przeprowadziła się do swojego męża, który mieszkał w innej, przeciwnej dzielnicy, i odetchnęłam z ulgą, naiwnie sądząc, że teraz wszystko na pewno jest już za nami.

Pracowaliśmy, wychowywaliśmy dzieci, jeździliśmy razem na wakacje, jednym słowem, żyliśmy jak wszyscy, i nawet przez myśl mi nie przeszło, że mój mąż prowadzi równoległe życie na boku.

Nie mogę powiedzieć, że mnie i dzieciom czegoś brakowało, ale też nigdy nie żyliśmy w luksusie.

Kiedy nasi synowie brali ślub, mój mąż ani słowem nie wspomniał, że jego ojcowski obowiązek to zapewnić dzieciom mieszkania.

– To mężczyźni, muszą sami zadbać o swoją przyszłość – zdecydował mój mąż.

Na szczęście nasi synowie wyrośli na bardzo dobrych ludzi, wykształcili się i sami zarabiają. Oboje wzięli mieszkania na kredyt. Starszy syn już nawet spłacił swój kredyt, a młodszemu zostało jeszcze trochę.

Mamy pieniądze, Wiktor zawsze dobrze zarabiał, ale nie lubi ich wydawać, woli je odkładać, mówiąc, że jeszcze się przydadzą.

Nie miałam nic przeciwko temu, bo dobrze jest mieć oszczędności na czarną godzinę. Nie każdy może się tym pochwalić. Ale nawet nie przypuszczałam, na co mąż te pieniądze odkłada.

Pewnego dnia wróciłam z pracy, a mąż poprosił mnie, żebym go wysłuchała. Usiadłam, a on zaczął mówić.

– Tatiano, kupuję mieszkanie. Córce – powiedział.

– Wiktorze, nie mamy córki – przypomniałam.

– My nie mamy, ale ja mam. I to nie jedną, a dwie. Teraz starsza wychodzi za mąż, i muszę jej kupić mieszkanie.

Wiktor przyznał, że nigdy nie zerwał kontaktu z Marią, nawet kiedy była zamężna. Mają dwoje wspólnych córek, które znają swojego ojca i oczekują od niego pomocy.

– To naszym synom nie kupiłeś mieszkań, a tym dzieciom zamierzasz kupić? – zapytałam.

Czułam w sobie gniew, choć nie wiedziałam, czy bardziej ze względu na siebie, czy na dzieci.

– Naszych synów utrzymywałem przez cały ten czas, byłem przy nich, poświęcałem im czas i uwagę. A dziewczynki były tego wszystkiego pozbawione. Więc to sprawiedliwe – wyjaśnił mąż.

Wiktor uważa, że mieszkanie to rekompensata za to, że dziewczynki dorastały bez ojca.

– Rozumiem, że jesteś zaskoczona. Ale weź pod uwagę, że nie odszedłem z rodziny, zostałem z tobą i naszymi dziećmi. A tym dzieciom trzeba po prostu pomóc.

Nie mam słów, nawet nie wiem, jak to skomentować. Nawet nie podejrzewałam, że mąż prowadził takie aktywne, podwójne życie.

Co mam robić? Pozwolić mu kupić to mieszkanie? Ale wtedy będzie musiał kupić również drugiej córce, gdy ta zdecyduje się wyjść za mąż.

Czy może się rozwieść i podzielić majątek, a z jego połową niech robi, co chce?

Bardzo przykro mi z powodu naszych dzieci. Synowie jeszcze nie wiedzą, że mają siostry, którym ojciec zamierza kupić mieszkania.

Taka trudna sytuacja u nas się rozwinęła. A co mam zrobić – nie mam pojęcia.

Spread the love