Mieszkam z synową i synem w swoim mieszkaniu. Wnuki ulokowali ze mną w pokoju. A niedawno zadzwoniła do mnie matka synowej, prosząc, żebym przeniosła się do niej. Już prawie się zgodziłam, ale potem dowiedziałam się o ich zmowie z synową
Mieszkam w jednym pokoju z trójką wnuków. A niedługo do mnie wprowadzą się czwarty. Syn się ożenił? Brawo! Przyprowadził żonę do domu? Wspaniale! Ale co ja mam z tym wspólnego?
Syn właśnie skończył studia, jego żona jest o pięć lat młodsza. Powiedziała: „Będziemy mieć dzieci!”. Rodźcie, kto wam broni? Ale co ja mam z tym wspólnego? Przecież to dorośli, samodzielni ludzie, jak sami twierdzili.
To moja wina? Nie nauczyłam syna planować życia? A może powinnam była świeczkę trzymać? Może takie rzeczy powinna przyszła teściowa synowej dokładnie jej wyjaśnić?
Czy można prawnie zobowiązać kobietę do urodzenia lub nieurodzenia dziecka? Nie. Każda instytucja, do której się z tym zwrócicie, popuka się w głowę.
A tutaj jak? Oboje brali w tym udział? To znaczy, że odpowiedzialność powinna być podzielona na pół. Na pół, a nie na trzech, łącznie ze mną!
Spać do południa? A kto z dziećmi? Oczywiście „zła babcia”. Karmi je owsianką na mleku, potem kłótnia za ścianą: „Laktoza jest szkodliwa! Twoja matka znowu nakarmiła moje dzieci mlekiem!”.
W czym problem? Sama wstań rano, zrób im śniadanie! Nie podoba ci się, jak twoja teściowa karmi dzieci – do kuchni rano! Nie jestem restauracją. I nie stół zamówień. Co ugotowałam, tym będę karmić wnuki. Dzieci nie mają alergii, a „laktoza szkodliwa” jest tylko w głowie ich matki.
Nie może otworzyć oczu z rana. Dziecko ma pół roku, chce spać. Starszy ma pięć lat, młodszy pół roku. Rodzić w cudzym mieszkaniu możemy. Ale pomyśleć o śniadaniu – chcemy spać.
Czy swoje obowiązki jako matka spełniłam? Spełniłam. Syn ma wykształcenie i własne mieszkanie. W którym jednak nie mieszkają: za małe jest dla ich rodziny, tam jest tylko jeden pokój. I to też moja wina: mogłam kupić większe. Przepraszam, ledwo udało mi się nazbierać na takie. Działka, którą dostali, zarasta trawą. Sprzedać mieszkanie i zbudować dom? Nasza księżniczka nie chce mieszkać na końcu świata.
Synowi, widzicie, sumienie nie pozwala żyć w jednopokojowym mieszkaniu z żoną i dziećmi, wszyscy sobie na głowach siedzą. Ale wynajmować to „małe” mieszkanie – sumienie nie ma nic przeciwko. Ulokować trójkę dzieci w pokoju u matki (też jeden na drugim) – sumienie też nic przeciwko.
I jeszcze jestem winna, że nie dałam synowi po studiach dobrej pracy. Nieważne, że miał wtedy żonę w ciąży?
Już kupili łóżko. Z drugiej ręki, piętrowe. Już drugie. Wyobrażacie sobie mój pokój? Moje łóżko i dwa piętrowe łóżka dla wnuków? Trzeci wcześniej spał ze mną, teraz śpi osobno, ale muszę pilnować, żeby nie wszedł na górę i nie spadł. Już przygotowali miejsce dla kolejnego mieszkańca.
Przyjaciółki radzą wstawić zamek, żeby nikt nie wchodził do mojego pokoju. A przed tym zabrać łóżka do siebie. Nie mogę. Wnuki są zameldowane u mnie. Nie w mieszkaniu syna, tylko u mnie, razem z rodzicami. A skoro są zameldowane, to mogą przebywać w dowolnym miejscu mieszkania. Tak mi mówią. I proszą, żebym podziękowała, że mnie nie wysłali do korytarza.
Proszę syna, żebym mogła zamieszkać w jego jednopokojowym mieszkaniu – nie można, nie chcą stracić pieniędzy od najemców. Po co kupiłam mieszkanie na jego nazwisko? Po co? Ostrzegali: ożeni się, zacznie tańczyć pod dyktando żony, a jeśli przepiszesz na niego mieszkanie – od razu powiedz mieszkaniu „do widzenia!”
Matka synowej zaprasza mnie do siebie. Wypisała córkę, nie wpuściła jej z mężem i wnukami do siebie, mieszka sama. Nie z dobroci serca zaprasza, tylko po to, żebym nie przeszkadzała córce w wprowadzaniu jej porządków w moim mieszkaniu. I tak je wprowadza, ja nic nie znaczę. A co tam, że jestem właścicielem? I co z tego? Można mnie wytrzeć jak wycieraczkę i żyć sobie w luksusach.
„Dlaczego ich wszystkich nie wyrzucisz? Wypisz ich z meldunku przez sąd i wyrzuć?” Serio? Rodzonych wnuków przez sąd? Nie mogę napisać takiego pozwu. I kocham ich, przepadną beze mnie, z taką matką, która śpi do południa.
Jeden plus w mojej sytuacji: przynajmniej nie jestem samotna. Wnuki od rana przytulają mnie wszystkie razem, mówią: „Babciu, tak cię kochamy!” Gdzie ja bez nich? Czy można po prostu ich wyrzucić?
