Kilka dni temu zadzwoniła do mnie synowa. Anna zaczęła narzekać na mojego syna, a także zarzucała mi, że nic mu nie mówię i nie zwracam uwagi na jego zachowanie. Spokojnie ją wysłuchałam. – Rozwiedź się! Rozwiedź się – mówię – jeśli mój syn ci się nie podoba. Uwierz mi, że tylko się ucieszę, bo gdy mieszkał ze mną, był cudownym człowiekiem. Synowa natychmiast się rozłączyła, a wieczorem mój syn zapukał do moich drzwi. Ale Artur przyszedł bez rzeczy

Ostatnio moja synowa bardzo często skarży się na mojego syna.

Pewnego dnia, ledwo się obudziłam, gdy zadzwoniła do mnie z samego rana i powiedziała, że mój syn poszedł do pracy, nawet nie jedząc śniadania, i nic z domu ze sobą nie wziął, bo śniadanie, które przygotowała Anna, mu nie smakowało.

Uspokoiłam ją, mówiąc, że nie widzę w tym nic złego – jeśli coś mu się nie podobało, może miał rację, może naprawdę śniadanie nie było smaczne.

A jeśli było smaczne, a Artur tylko marudzi, to niech sam wstanie rano i przygotuje sobie śniadanie oraz obiad do pracy.

Potem Anna znowu do mnie zadzwoniła i powiedziała, że mój syn nie sprząta po sobie, skarpetki zostawia w każdym kącie, jak małe dziecko, a rzeczy nigdy nie odkłada na miejsce, wszystko jest rozrzucone i ciągle musi po nim sprzątać, a jej to wszystko już się znudziło.

Wtedy powiedziałam jej, żeby sama z nim o tym porozmawiała, a nie ciągle do mnie dzwoniła z pretensjami, bo nie lubię się wtrącać w ich rodzinę – uważam to za niewłaściwe.

Wyjaśniałam Annie długo i spokojnie, że są rodziną i powinni rozwiązywać wszystko razem, spokojnie, jak im najlepiej.

A kilka dni temu znów zadzwoniła do mnie żona mojego syna.

Tym razem Anna narzekała, że mój syn nawet talerza po sobie nie umyje po jedzeniu i w ogóle nie pomaga jej w weekendy. Narzekała też na coś jeszcze, ale już nie pamiętam dokładnie wszystkiego, choć widać było, że traktuje to wszystko poważnie.

Szczerze mówiąc, tym razem nie podobał mi się ton żony mojego syna.

Jestem jedną z tych osób, które nie chcą się mieszać w życie rodzinne swoich dzieci z własnymi radami i „dobrymi” sugestiami.

Ale tym razem już nie mogłam milczeć, bo rozumiałam, że będzie tylko gorzej, a synowa naprawdę mnie już męczyła swoimi ciągłymi skargami, a ostatnio nawet zaczęła mi zarzucać, że nic nie mówię synowi, że w ogóle się nie zmienia.

Powiedziałam Annie, że mój syn nie jest tak złym mężem, jak to często opisuje, że to wszystko są drobnostki, które powinni sami rozwiązać, bez mojego udziału. Gdy mieszkał ze mną, składał swoje rzeczy i zmywał po sobie naczynia.

Wyjaśniłam żonie syna, że nie wybierałam jej męża i sama dobrze wiedziała, za kogo wychodzi za mąż, bo znali się długo, a synowa często odwiedzała nas w domu. Jest dorosłą osobą i powinna sama podejmować decyzje.

Na koniec, zmęczona jej ciągłymi skargami, dodałam, że jeśli coś jej nie odpowiada, niech się rozwiedzie z Arturem i już, ale żeby przestała się skarżyć, bo nie będę się wtrącać w ich rodzinę.

Stworzyli rodzinę, więc powinni teraz sami rozwiązywać swoje problemy razem. A jeśli o to chodzi, to nie uważam tego za duże problemy, to są codzienne sprawy, które dwoje dorosłych ludzi, którzy założyli rodzinę, mogą rozwiązać sami.

Anna, wysłuchawszy mnie w milczeniu, natychmiast się rozłączyła, nie mówiąc ani słowa.

A wieczorem mój syn przyszedł na poważną rozmowę. Powiedział mi, że jestem złą matką. Jak mogłam powiedzieć jego żonie, żeby się z nim rozwiodła, skoro Anna powiedziała mu, że jest już w ciąży.

Nie mogłam znaleźć słów, by opisać, co wtedy czułam.

Teraz zarówno syn, jak i synowa są na mnie obrażeni. Co zrobiłam źle? Czy naprawdę powiedziałam coś nieodpowiedniego synowej? Czy ją czymś uraziłam? Dlaczego stałam się dla nich złą matką?

Co miałam zrobić, żeby być dobrą dla wszystkich i wszystkim dogodzić?

Spread the love