Kiedy o naszym zakupie dowiedzieli się teściowie, zaczęli nas dokuczać, że dzieciom oddaliśmy stary samochód, a sobie kupiliśmy nowy. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na ich wyśmiewanie, ale tym razem dosadzili
Mój syn, Władysław, jest w związku małżeńskim od pięciu lat. Mają córkę, Milenę. Kiedy żona Władysława, Weronika, była w ciąży, oddaliśmy im nasz samochód. Nie jest on stary, ma trzy lata, odkąd go kupiliśmy. Ponieważ Weronice było trudno chodzić, Władysław jeździł ją na wizyty, a młody samochód był potrzebny.
Teściowie tylko się z nas wyśmiewali, mówiąc, że oddaliśmy stary samochód. Oni sami nawet nie myśleli o pomocy dzieciom. Minęło trochę czasu. Mój mąż dobrze zarabiał, więc odkładaliśmy trochę po trochu i w końcu zgromadzonych pieniędzy wystarczyło, aby kupić samochód dla siebie. O zakupie poinformowaliśmy dzieci i zaprosiliśmy je do siebie. Milena z radością biegała wokół dziadka, prosiła, żeby zabrał ją na przejażdżkę pięknym samochodem. Władysław i Weronika również cieszyli się za nas. W końcu nie będziemy chodzić pieszo.
Kiedy teściowie dowiedzieli się o naszym zakupie, zaczęli nas dokuczać, że oddaliśmy dzieciom stary samochód, a sobie kupiliśmy nowy. Zazwyczaj nie zwracam uwagi na ich wyśmiewanie, ale tym razem dosadzili. Oni w ogóle nie pomagają dzieciom.
Mieszkają w dużym dla nich dwuosobowym domu, mają dobry samochód. Ale zawsze nam znajdują zarzuty i we wszystkim. Dlatego kiedy teść zadzwonił, mój mąż przy okazji zasugerował: „A dlaczego nie oddaliście swojego samochodu dzieciom? Przecież Weronika też ma prawo, więc mogłaby sama jeździć, gdzie tylko potrzebuje.”
Taka rozmowa nie spodobała się teściowi i na razie nie kontaktujemy się z nimi. A oni już nam nie dzwonią i nie znajdują zarzuty.
