– Jaką masz dobrą żonę, synku, dopiero teraz to zrozumiałam – mówi teściowa, która przyszła do nas w gości w niedzielę. Słucham jej i nie mogę uwierzyć, że mówi to o mnie, bo zawsze byłam dla niej najgorszą synową, niegodną jej syna, a tu taka nieoczekiwana zmiana. Nie do końca rozumiałam, co się dzieje, ale wiedziałam, że coś się dzieje na pewno. No bo przecież ktoś nie może tak nagle zmienić zdania w ciągu jednego wieczoru
Wyszłam za mąż dwa lata temu. Nie przypadłam do gustu mamie męża, co było przykre, ale postanowiłam się tym nie przejmować, bo najważniejsze było to, że kochamy się z mężem i chcemy razem budować naszą przyszłość. Rodzice nie mieli tu nic do rzeczy.
Teściowa jednak nie odpuszczała i przy każdej nadarzającej się okazji mówiła, jaka to jestem zła.
– Nie rozumiem, co mój syn w tobie zobaczył. Tyle dziewczyn za nim biegało, każda z nich marzyła, by zostać moją synową, a on wybrał ciebie – wypominała mi teściowa prosto w twarz.
– Marta, a wierzy pani w przeznaczenie? Może tak było nam pisane, żebyśmy byli razem – odpowiadałam z uśmiechem.
– Wierzyłam. Dopóki mój syn cię nie przyprowadził – prychnęła teściowa.
– A gdzie on mnie przyprowadził? Przecież ja do was nie przyszłam, i nic od was nie chcę, mam swoje mieszkanie, więc możemy się nawet nie widywać – doprecyzowałam.
Nie milczałam, postanowiłam od razu postawić teściową na miejscu. Kocham swojego męża, oboje pracujemy, zarabiamy na siebie, mieszkamy osobno, bo miałam własne mieszkanie przed ślubem, co załatwili moi rodzice. Tak że nie jestem w żaden sposób zależna od teściowej.
Mężowi nie podobało się to, jak rozmawiałam z jego mamą, ale wyjaśniłam mu, że po prostu broniłam swoich granic. I Wiktor chyba się zgodził. Wydawało mi się nawet, że mnie zrozumiał.
Od tego czasu starałam się trzymać z daleka od teściowej. Nie chodziłam do niej w odwiedziny i nie zapraszałam jej do siebie. Uważałam, że tak będzie najlepiej.
Kiedy mąż wracał od swojej mamy, dokąd chodził sam, to go nie poznawałam – widać było, że mama mocno go nastawia przeciwko mnie.
Pewnego dnia Wiktor wrócił i powiedział, że mama zaprasza nas na obiad, chce, żebyśmy przyszli razem.
– Ja tam nie pójdę – od razu powiedziałam.
– Dlaczego? – zapytał mąż.
– Bo nie chcę po raz kolejny słyszeć, jaka to jestem zła.
– Tym razem musisz iść, Marysiu. Powód jest poważny. Mój brat zamierza się ożenić i chce, abyśmy poznali jego narzeczoną.
Dla mnie nie był to wystarczający powód. Niech się brat żeni, co mi do tego? Ale z szacunku do męża poszłam na to spotkanie.
Przyszłą synową była Weronika. Wyglądała jak z okładki magazynu – fryzura, makijaż, manicure, modny strój, drogie perfumy.
Przy niej rzeczywiście wyglądałam jak szara myszka, co teściowa nie omieszkała mi kilkakrotnie wytknąć.
– Mogłabyś chociaż pomalować usta, a nie chodzisz jak blada zjawa – mówiła mi.
A ja do makijażu podchodzę bardzo neutralnie. Uważam, że jestem wystarczająco ładna i bez niego, a rano nie mam czasu, żeby się malować.
Pod tym względem druga synowa była idealna dla teściowej, Weronika była taka, jak trzeba, i nie było wstydu, żeby pokazać ją ludziom, w przeciwieństwie do mnie.
Postanowiono, że młodzi wezmą ślub jak najszybciej, bo Weronika była już w szóstym miesiącu ciąży.
Nie mieszałam się w to. Siedziałam, piłam herbatę i myślałam o swoich sprawach.
Ku mojemu zdziwieniu, wieczór minął spokojnie, nie usłyszałam ani jednego zarzutu czy uwagi od teściowej.
To było w sobotę. A następnego dnia, skoro świt, teściowa przyszła do nas i zaczęła mnie chwalić, jaka to ja jestem wspaniała, i jak jej synowi, a także jej samej, się ze mną poszczęściło.
Nie do końca rozumiałam, co się dzieje, ale wiedziałam, że coś się dzieje na pewno. No bo przecież ktoś nie może tak nagle zmienić zdania w ciągu jednego wieczoru.
– A ten wasz drugi pokój co, stoi zamknięty bez powodu? – pyta mnie teściowa niby mimochodem.
– Tak, Wiktor i ja jesteśmy cały dzień w pracy, a wieczory spędzamy w kuchni i w sypialni – wyjaśniłam.
– To dobrze, to wtedy pomieszkam trochę z waszym starszym synem, dopóki młodszy nie poukłada sobie życia – oświadczyła teściowa. – Rozumiesz, u nich wkrótce będzie dziecko, a ja nie jestem pewna, czy wytrzymam ten cały hałas związany z niemowlakiem. A u was jest cicho, spokojnie, cały czas jesteście w pracy. Nawet mnie nie zauważycie – mówi.
– Nie rozumiem? Chce pani z nami zamieszkać? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Tak – spokojnie odpowiada mama męża. – Kiedy mogę przewieźć rzeczy? – pyta.
– Nikt żadnych rzeczy nigdzie nie będzie przewoził! – stanowczo odparłam. – To moje mieszkanie, a pani ma swoje, więc każdy będzie mieszkał u siebie.
– Natalio, widzisz, jaka jest sytuacja. Mój młodszy syn potrzebuje teraz dwóch pokoi. A wy macie jeden wolny. Przecież będę tylko na chwilę, dopóki dziecko trochę nie podrośnie.
– Nie będzie tego i koniec. A twój młodszy syn sam powinien rozwiązywać swoje problemy, nie jest dzieckiem – powiedziałam swoje ostateczne zdanie i wyprosiłam teściową.
Najsmutniejsze w tej historii jest to, że mój mąż stanął po stronie swojej mamy i odszedł ode mnie. Powiedział, że jeśli nie chcę pomóc jego bliskim w trudnej sytuacji, to nie będzie ze mną mieszkał.
Teraz się do mnie nie odzywają. Przez kaprys teściowej straciłam męża.
Ale i tak będę trzymać się swojego stanowiska – mieszkanie jest moje i teściowa w nim nie zamieszka.
