Córka chce, żebym wzięła wnuka do siebie na kilka miesięcy, ale wciąż nie mogę zapomnieć ich poprzedniej wizyty u mnie

Uważa się, że głównym zadaniem każdej babci jest starać się żyć na przyznaną przez państwo emeryturę, a jeszcze lepiej – umieć pomóc dzieciom. A jeśli mówić poważnie, życie przeciętnej emerytki trudno nazwać bardzo interesującym i dynamicznym. Jeśli ma się spokojnego wnuka, którym można się opiekować, a lodówka nie jest całkowicie pusta – to już niezłe. Nie ma na co narzekać. A co najważniejsze w takim wieku? Aby potomkowie o tobie nie zapominali.

Ale czasami w zasadach zdarzają się wyjątki. I nie można powiedzieć, że to jakoś potępiamy. Cóż, starszy człowiek lubi żyć dla własnej przyjemności, a dzieci i wnuki interesują go już tylko od czasu do czasu. I co w tym złego? Każdy człowiek powinien się rozwijać w takim kierunku, który jest dla niego najwygodniejszy. Zwłaszcza gdy ma za sobą całe życie. I nie ma powodu do oburzenia czy przewracania oczami. Starszy człowiek – nie jest opiekunką dla twoich dzieci. Może mieć też swoje własne zainteresowania. A może nie?

Dosłownie wczoraj zobaczyłam w Internecie artykuł, że starszym osobom korzystnie jest być w towarzystwie dziecka lub niemowlęcia. Mówią, że w ten sposób wytwarzają się jakieś hormony, które pomagają czuć się lepiej i szczęśliwiej. Dalej, w tym samym artykule, autor podał mnóstwo przykładów różnych aktywności z dzieckiem: gry, kolorowanki, słuchanie dziecięcych piosenek. Osobiście wydawało mi się, że cały tekst został napisany wyłącznie po to, abyśmy, ludzie, którym już jest ponad 60 lat, chętnie spędzali czas ze swoimi wnukami lub prawnukami.

Ogólnie rzecz biorąc, prawdopodobnie to prawidłowe przesłanie. Ale było coś takiego w stylu napisanym… Edukacyjne, co? Jak w starych sowieckich książkach, które nie tyle dawały przydatne porady, ile wręcz wskazywały, co i kiedy należy robić obywatelom w danej sytuacji. Rozumiesz, o co mi chodzi? Od razu poczułam się jak uczennica, która coś popsuliła, a teraz ją karzą za niedbałą pracę. Jestem dorosłą osobą i uważam, że wnuki to nie obowiązkowy ciężar, jeśli masz inne plany na życie, po prostu tak.

Do czego to wszystko? Po tym jak moja córka wyszła za mąż, zdecydowałam, że teraz jej przeznaczeniem powinien się zajmować mąż. W końcu ludzie, właściwie, dlatego się żenią. Była już dorosła w tym czasie, miała 27 lat. A ja poznałam bardzo interesującego mężczyznę i większość swojej energii postanowiłem wykorzystać na stworzenie z nim relacji. Wszystko było tak dobrze, że sami zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Bez przepychu i luksusowej ceremonii. Przyjęcie tylko dla nas dwojga.

Tak to się stało. Andrzej zabrał mnie do siebie, do Grecji. I w końcu poczułem, co to znaczy żyć z pewnym siebie mężczyzną, w pięknym kraju, którego naukę, jestem pewien, nie dałoby się zakończyć całym życiem. Nie uważam się za staruszkę, która ma tylko dzieci i wnuki w głowie. Ja też chcę się bawić, cieszyć pogodą, słońcem, morzem, pysznym jedzeniem. W końcu wszyscy tego chcemy. Czy to złe?

Niemniej jednak rodzina mojej córki jakoś zdecydowała, że powinnam istnieć tylko po to, aby służyć ich potrzebom. Kira, zupełnie nie wstydząc się, w pierwszym roku mojego pobytu za granicą, zaczęła do mnie dzwonić i sugerować, że dobrze by było im z mężem odwiedzić nas z Andrzejem. Oczywiście, chciała się też zrelaksować. Dobrze, zgodziłam się, oczywiście. I co otrzymałam? Dwóch nachalnych gości, bez grosza w kieszeni, ale z bardzo dobrym apetytem i pragnieniem „wyjścia gdzieś się pobawić”.

Dobrze, ale w następnym roku odmówiłam córce. Wymyśliłam jakąś historię, że zdrowie matki Andrzeja się pogarsza (co w zasadzie było prawdą) i nie możemy ich znowu przyjąć u siebie. A co robić? Jeśli Kira z mężem może wgryźć się mi w szyję, to po co mój mąż ma takie obciążenie? Jego dzieci dorosły, stały się samodzielne i nie proszą ojca ani grosza. Wychowałem ich i nie znają żalu. A ja… Przegapiłam ten moment. Pewnie dlatego, że oprócz córki nie mam dzieci.

Potem urodził się Tymoteusz. Chcę powiedzieć, że mam bardzo spokojnego wnuka. Nie krzyczy, nie prosi o zabawki czy uwagę. Mądry maluch, z którym jego matce się powiodło. Nie miałabym nic przeciwko, żeby znów przyjechać do nich na kilka tygodni, opiekować się nim. Ale nie wszystko jest takie proste. Kiedy pomagałam córce z wnukiem u nich w domu, Kira była ciągle niezadowolona. Przyjechałam bez prezentów, bez pieniędzy, żeby cały czas organizować im święto. Przyjechałam, właściwie na ich prośbę. Ale więcej mnie nikt nie zaprasza.

Teraz, gdy Tymoteusz ma już 5 lat, Kira nie tyle sugeruje, co mówi bezpośrednio, że muszę kupić bilet przynajmniej dla mojego wnuka i przyjąć go u siebie na całe lato. Już że jestem taka urocza ze swoim mężem i nie chcę zaprosić całej ich rodziny. Wyobraźcie sobie tylko. Po pierwsze, moja córka z mężem – dorośli ludzie. Czy im wcale nie trzeba pracować? Kilka miesięcy odpoczynku w innym kraju, nawet z mieszkaniem na mój koszt. A na jedzenie i wszystko inne, skąd wezmą pieniądze? Dobrze żyje córka, widocznie.

A po drugie, siedzieć całymi dniami z wnukiem to wcale nie mój ideał. No kilka dni, no tydzień. Ale potem on pewnie znudzi się rodzicami. Jestem pewien, że z chłopcem nie będzie żadnych problemów. Kira kiedyś dużo płakała i domagała się uwagi, jego syn nie jest taki. Cóż, co zrobić, by łamać jego psychikę jeszcze od dzieciństwa, tylko po to, by „wziął trochę świeżego morskiego powietrza”?

A co dalej? On nie będzie się bawił ze swoimi rówieśnikami, tylko ze swoją babcią i dziadkiem, z którymi mogą się komunikować tylko znakami. Andrzej zna grecki i angielski. Oczywiście, mogę włączać mu bajki całą dobę, ale to na pewno nie będzie dla niego korzystne. Ponadto, już dawno wykształciliśmy swoje określone nawyki. Wcześnie kłaść się spać, wcześnie wstawać. O czym będę z nim ciągle mówić? Tutaj nie ma ogrodu, żeby Tymoteusz mógł choć trochę pobawić się kurami czy kaczkami…

Ale moja córka wcale tego nie chce rozumieć. Zaczęła sarkastycznie nazywać mnie „najlepszą babcią na świecie”. I grozi, że w ogóle nie będzie opowiadać wnukowi o mnie, żeby zapomniał, że w ogóle istnieję. To nieprzyjemne, oczywiście, ale co robić w zaistniałej sytuacji po prostu nie wiem. Córki już nie mogę jej wychować, czy naprawdę ma nadzieję, że uda jej się to zrobić ze mną? Jaki głupi i dziecinny szantaż.

Mam nadzieję, że nie zabrałam Wam dużo czasu, a jeszcze bardziej mam nadzieję, że moi krewni dzisiaj nie zabiorą go ode mnie. Dobrego dnia i pogody. Cała reszta może się chyba sama naprawić.

Spread the love