11 lat starałam się dogodzić mojej teściowej. Choć, nie można tego ukryć, ona i jej mąż bardzo nam pomogli. Kiedyś kupili mężowi samochód, a na pierwszą wpłatę na mieszkanie też dali nam pieniądze, a jak przyjeżdżamy do nich na wieś, to zawsze mamy pełny bagażnik domowych warzyw od rodziców męża. Ale wystarczyło, że raz wyraziłam swoje zdanie, a teściowa bardzo się zmieniła

Jak można zepsuć aż 11 lat dobrych relacji z mamą męża w zaledwie 3 dni? Zawsze mieliśmy wzajemne zrozumienie, szacunek i pełną współpracę. Wydaje się to niemożliwe, a jednak. 11 lat dobrych stosunków i miłego kontaktu to już przeszłość. A wszystko przez moją odmowę przyjazdu, jak zwykle, na ich ogromną działkę, aby tradycyjnie pracować w ich ogrodzie.

– Jesteśmy zwykłymi ludźmi ze wsi, prostymi – powiedziała mama mojego przyszłego męża, pani Daria, gdy dopiero się poznaliśmy – u nas wszystko jest proste. Mamy dobre gospodarstwo, kury, gęsi, kaczki, mały ogródek. Nasz syn jest bardzo pracowity, mam nadzieję, że ty również będziesz dla niego odpowiednią partnerką, tak samo pracowitą i zaradną jak on.

„Mały ogródek” matka mojego męża spokojnie nazywała niemal hektar ziemi.

Ale ja też nie wychowałam się w mieście. Z Jarosławem poznaliśmy się w czasach studenckich, oboje wtedy studiowaliśmy.

Po studiach wprowadziliśmy się razem do wynajętej kawalerki na przedmieściach stolicy, zaczęliśmy razem żyć, po roku złożyliśmy wniosek o ślub, a potem pojechaliśmy poznać jego rodziców.

– Na stolicę nas nie stać, wiadomo – powiedział teść przed naszym ślubem, a Daria zgodziła się z nim – ale w pobliżu stolicy kupicie mieszkanie. Samochód dla syna kupiliśmy już 4 lata temu. Teraz pomożemy wam też z mieszkaniem. Całej kwoty nie damy rady sami zebrać, ale zapewnimy wam dobry start na przyszłość, bardzo się staraliśmy z matką, aby to osiągnąć.

Jestem bardzo wdzięczna rodzicom mojego męża i to szczera prawda. Mam tylko mamę i młodszą siostrę, nie miałam nikogo, kto mógłby mi pomóc.

Ale ja też starałam się odwdzięczyć rodzicom męża, tym bardziej że traktowali mnie bardzo dobrze. Jak tylko nadchodził weekend, zwłaszcza latem, to z mężem wsiadaliśmy w nasz samochód i jechaliśmy do jego rodziców na wieś.

– Zróbmy tak – mówiła teściowa, gdy byłam w ciąży i próbowałam razem z innymi zbierać ziemniaki – idź do domu i ugotuj coś smacznego, a potem zajmij się domem. Tutaj damy sobie radę bez ciebie, ciężko będzie ci pracować z łopatą.

Mąż ma starszą siostrę, moją szwagierkę Annę, ma męża i nastoletniego syna, więc rzeczywiście było komu pracować. Teść też był bardzo pracowity.

Kiedy nasz syn miał zaledwie kilka miesięcy, wiosną znów pracowałam na równi z innymi. Na szczęście nasz chłopiec był spokojny, położyłam go do wózka i ruszyłam do pracy w ogrodzie z resztą rodziny. A teściowie zawsze dawali nam wszystko, co wyhodowali u siebie:

– Zabierajcie, co wam potrzebne, przecież tego nie zaniesiecie sami – mówiła teściowa, pakując nam słoiki z przetworami, warzywa, owoce, jajka i inne produkty – jesteś na urlopie macierzyńskim, macie kredyt. Zaoszczędzicie trochę, nie trzeba będzie wszystkiego kupować, a ceny teraz wysokie na wszystko, a wnukowi lepiej dawać swojskie, bez sklepowej chemii.

Braliśmy wszystko z radością, co uważaliśmy za potrzebne, bo i nasza praca była w to włożona, i to niemała.

Teściowie też często pomagali nam finansowo – raz na meble, innym razem na nową pralkę.

Prawie 5 lat temu wyszła za mąż moja młodsza siostra Diana. Jej mąż często wyjeżdża służbowo, a oni wyjechali daleko za jego pracą.

Na urlop przyjechali tylko raz, i to do mamy, więc swojego dwuletniego siostrzeńca widziałam tylko przez wideorozmowę i to niezbyt często.

– Chcemy zatrzymać się u ciebie – zadzwoniła do mnie siostra – przejazdem będziemy tylko trzy dni, przyjmiesz nas? Chcemy pozwiedzać stolicę! Pokażesz nam piękne miejsca? A potem pojedziemy do mamy.

– Oczywiście – zgodziłam się z radością – kiedy przyjeżdżacie? Mąż was nie odbierze, bo pojedzie do rodziców, ale my z synem będziemy w domu. Przyjadę po was, zwiedzimy miasto, a potem pomogę wam się spakować i pojedziecie do mamy.

Wieczorem wszystko omówiłam z mężem, nie było w tym nic złego. Spędzimy czas z moją siostrą i jej rodziną.

– Wszystko dobrze – powiedział mąż – a moja siostra też przyjdzie z mężem i synem, wszystko zrobimy, a wy dołączycie do nas autobusem.

Na tym stanęło. Ale jak się później okazało, teściowie mieli na ten temat zupełnie inne zdanie. Kiedy pojechałam po moją siostrę, zaczęły się telefony od teściowej:

– No co to ma być? – oburzała się matka męża – Znaleźliście sobie czas na spacerowanie! Już czas kopać ziemniaki, praca nie poczeka, aż sobie pochodzicie po mieście.

– Moja siostra nie ma dużo czasu – ma urlop, więc przyjechali, kiedy mogli. Naprawdę chciałam ich zobaczyć, bardzo za nimi tęskniłam.

– No dobrze, dziś ich przyjmiesz, zorganizujesz im wszystko, a jutro, bądź dobra, przyjedź pomóc.

– Nie mogę przyjechać jutro, umówiliśmy się na spacer, chcemy spędzić razem czas, dawno się nie widzieliśmy. A trzeciego dnia ich odprowadzam.

– Spacerować po mieście w takim czasie! – oburzyła się jeszcze bardziej – Mało, że sama nie przyjechałaś, to jeszcze wnuka nie puściłaś. On by przecież pomógł. Dlaczego jeden wnuk pracuje, a drugi ma się bawić?

Nie udało mi się wyjaśnić, że starszy wnuk ma już 20 lat, a mój syn nie ma jeszcze 10. Mój syn powinien spędzić czas ze swoją ciocią i kuzynem.

Wieczorem teściowa powiedziała:

– To może przyjedźcie wszyscy jutro do nas, weź siostrę, jej męża i popracujemy razem, a potem zrobimy sobie grilla jak zawsze.

Jak mogłam tak postąpić? Ludzie przyjechali do stolicy, żeby pozwiedzać, a ja miałabym ich zabrać na wieś, żeby sadzić ogród, bo teściowa tak chce? Zdecydowanie odmówiłam i poprosiłam, aby nie rozmawiać ze mną więcej na ten temat.

– Ale teściową masz! – pokręciła głową moja siostra – jak ty z nią wytrzymujesz?

– Nie uwierzysz – mówię – pierwszy raz od tylu lat nie udało mi się dogadać z mamą mojego męża! Zawsze było w porządku.

– Wszystko było w porządku, bo nigdy jej nie sprzeciwiłaś się, robiłaś wszystko, jak chciała, a teraz zamieniłaś jej ogród na własną siostrę! – powiedziała Valentina z małym, ale smutnym uśmiechem.

Dobrze, zwiedziliśmy miasto, odprowadziłam siostrę i jej rodzinę na dworzec, a czwartego dnia pojechaliśmy z synem pociągiem do rodziców męża. Wiecie, jak nas tam przyjęli?

– No przyszliście wreszcie, jak wszystko już zrobione i wszyscy odpoczywają! Po co przyjechaliście? Żeby zapełnić sobie bagażnik jedzeniem? Brać to umiecie, ale do pracy nikogo nie ma, jak jest gorący czas!

Po tych słowach odwróciłam się i wyszłam przez furtkę. Syn za mną, a mąż za nami.

– Myślałem, że wszystko jej wyjaśniłem – powiedział mąż – wydawała się uspokojona. Trzy dni coś tam jeszcze mówiła, ale potem przyznała, że nie miałaś innego wyboru. A tu znowu jej się coś przypomniało. Nie zwracaj uwagi, zaraz się uspokoi.

– Rób, co chcesz – mówię – ale ja nie zostanę tu ani minuty dłużej. Branie nam świetnie wychodzi? Przecież zawsze odpracowywaliśmy wszystko, nigdy nic nie braliśmy za darmo. Pierwszy raz od 11 lat opuściłam trzy dni, a tak mi powiedziano? Syn może tu zostać, jeśli chce, a ja jadę sama. Nie, ty też zostań, jesteś ich synem, to ty im pomagaj. Ale ja nie będę słuchać takich niesprawiedliwych oskarżeń.

– Po prostu nie chce jej się pracować, nie ma o czym z nią rozmawiać! – usłyszałam za sobą przez furtkę od matki męża.

Mąż wrócił po klucze i odprowadził nas z synem do domu. Tego dnia już nie wrócił do mamy. Rano teściowa znów zadzwoniła:

– Sama nie pracujesz, wnuka zabrałaś, a teraz chcesz, żeby twój mąż się od nas odwrócił? Żeby tylko siedział przy tobie i cię słuchał, zamiast pomagać rodzicom, gdy oni ciężko pracują!

Odłożyłam słuchawkę. Powiedziałam mężowi, żeby sam poradził sobie z mamą. A na ich ogródzie mnie już nigdy nie zobaczą. I nie będę więcej jeść ich produktów z wsi, kupię sama.

Oczywiście, wybaczyłabym teściowej, gdyby się przeprosiła, bo przez wiele lat świetnie się dogadywałyśmy. Ale nie usłyszałam przeprosin do dziś, ona uważa, że to wszystko moja wina.

Spread the love