Przyjaciółka rozwiodła się z mężem i postanowiła, że to ja będę za nią wszędzie płacić, dopóki nie znajdzie sobie nowego sponsora

Przyjaciółka często powtarza, jakie to mam szczęście, że mam wspaniałego męża, który mnie kocha. Jakby to wyglądało tak, że jestem jakąś żebraczką, którą znalazł na drodze i uratował! A przecież to mój Wiktor za mną biegał, a ja się zastanawiałam, czy za niego wyjść.

Ale nie ma co obrażać się na Annę za jej słowa. Rok temu rozstała się z mężem, z którym była przez dwanaście lat. Nic nadzwyczajnego – jej mąż odszedł do swojej sekretarki. Na szczęście Anna nie miała dzieci, bo to by jeszcze bardziej skomplikowało i tak trudną sytuację.

Ale mąż Anny zachował się w porządku – zostawił jej mieszkanie po rozwodzie. To bardzo ważne, choć ona sama nie widzi tego w ten sposób:

– Marta, to minimum, co był mi winien za swoje zdrady!

– Anna, rozumiem, że jesteś zła, ale według prawa mógł podzielić wszystko na pół… – odpowiedziałam jej.

Więc jak na razie spokojna i logiczna rozmowa na ten temat nie wychodzi.

Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, bo Anna nigdzie nie pracuje. Wyszła za mąż, gdy tuż po studiach zaczęła pracować w jakiejś znienawidzonej przez nią firmie i cieszyła się, że może uciec z niej przy pierwszej okazji. Jej mąż zarabiał bardzo dobrze, więc przyjaciółka wybrała rolę gospodyni domowej.

Zostały jej jakieś pieniądze, ale te kiedyś się skończą. Cały czas tłumaczę Annie, że nie może tego przeciągać i musi jak najszybciej stanąć na nogi i znaleźć pracę. Byłam gotowa nawet załatwić jej posadę asystentki menedżera w naszej firmie, ale uznała to za obraźliwe.

Jak się okazało, Anna wyciągnęła z moich rad zupełnie inne wnioski.

Kilka tygodni temu spotkałyśmy się z naszą wspólną przyjaciółką w kawiarni po pracy. Anna przyjechała z domu – cała świeża i pachnąca:

– Co się tak patrzysz? Muszę teraz szukać męża! – skomentowała z uśmiechem swoje ubranie i makijaż, nie wiadomo czy żartując, czy na poważnie.

– Mężów nie znajdziesz w kawiarni – odpowiedziałam z westchnieniem.

Siedziałyśmy tam około dwóch godzin – zjadłyśmy, wypiłyśmy wino i poprosiłyśmy o rachunek. Zwykle dzielimy się kosztami na trzy, ale Anna szepnęła do mnie: „Zapłać za mnie, proszę! Oddam ci później”.

Nie przywiązałam do tego większej wagi. Ale pieniędzy – a nie była to mała suma – Anna nigdy mi nie oddała.

Nie przypomniałam jej o tym. Może zapomniała, bo przeżywa teraz trudny okres.

Tydzień później inna przyjaciółka zaproponowała kolejne spotkanie – wróciła z wakacji w Turcji i przywiozła prezenty. Pod koniec wieczoru sytuacja się powtórzyła – Anna znowu poprosiła, żebym za nią zapłaciła, a tym razem wypiła tyle alkoholu, że rachunek za nią wynosił chyba z pół tysiąca!

Postanowiłam poważnie porozmawiać z Anną i dowiedzieć się, co jest powodem takiego zachowania – przecież nie brakuje jej pieniędzy, a jej sytuacja finansowa jest nawet lepsza od mojej!

– Anno, o co chodzi z płaceniem rachunków w kawiarni? – zapytałam ją podczas rozmowy telefonicznej.

– Nie ma problemu. To moja taktyka. Jestem pewna, że zrozumiesz i mnie wesprzesz – odpowiedziała przyjaciółka.

– Słucham uważnie – powiedziałam.

– No wiesz, cały czas namawiasz mnie do pracy. A gdzie miałabym się zatrudnić? I co będę zarabiać – jakieś grosze? – kontynuowała Anna.

– To nie są grosze. Możesz się czegoś nauczyć i zarabiać normalne pieniądze – nie zgodziłam się.

– Mam lepszy plan. Póki dobrze wyglądam, zainwestuję w siebie i będę szukać męża. Potrzebuję męża. Sama sobie nie poradzę – podsumowała.

– No dobrze. A co ma z tym wspólnego niepłacenie rachunków w restauracji? – zapytałam, choć już zaczynałam się domyślać.

– No jak to – przecież ty masz męża. Nie jesteście biedni. Co, szkoda ci za mnie zapłacić w kawiarni? Jestem sama, muszę teraz oszczędzać – odpowiedziała oburzona przyjaciółka.

– To od razu pomyśl, kto zamiast mnie zapłaci za ciebie następnym razem! Uważasz mnie za głupią? My z mężem harujemy dzień i noc, nie po to, żeby cię utrzymywać. Mamy syna na wychowaniu, jeśli pamiętasz! – wkurzyłam się.

Po tej rozmowie pierwszy raz poważnie zaczęłam się zastanawiać – może mąż Anny miał powód, żeby się z nią rozwieść? Jeśli mnie traktuje w ten sposób, to jak musiała traktować męża?

W każdym razie, nie zamierzam dłużej wspierać tej pasożytniczki. Niech się nauczy żyć samodzielnie!

Spread the love