Po jednym wydarzeniu zmieniłam swoje podejście do naszej sąsiadki

Dwa lata temu z mężem kupiliśmy mały dom poza miastem. Od samego początku byliśmy zgodni, że własny dom ma znacznie więcej zalet niż mieszkanie w mieście. Postanowiliśmy na początek zrobić tam niewielki remont, a potem mieliśmy już więcej planów dotyczących tej nieruchomości.

Na miejscu poznaliśmy sąsiadkę, która wcześniej znała poprzednich właścicieli domu. Zrobiła na nas bardzo dobre wrażenie, wszystko nam opowiedziała i pokazała. Wydała się miłą i serdeczną kobietą.

Od tego czasu często z nią rozmawialiśmy i utrzymywaliśmy dobre relacje. Nie miałam nigdy babci ani dziadka, więc kontakt z nią przypominał mi dzieciństwo i młodość. Mogłyśmy godzinami rozmawiać o wszystkim. Ona opowiadała mi różne historie ze swojego życia, a ja dzieliłam się swoimi.

Rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim: o gospodarstwie, roślinach domowych, wymieniałyśmy się przepisami. Czasami prosiła mnie, żeby jej coś kupić – raz mleko, raz cukier. Zawsze kupowałam, nie biorąc od niej ani grosza. Nie uważałam tego za wielki wydatek, a chciałam choć w ten sposób okazać wdzięczność za jej życzliwość. Pewnego razu poprosiła mnie, żebym kupiła jej tabletki na ciśnienie. Akurat ugotowałam świeże ziemniaki i postanowiłam poczęstować też sąsiadkę.

Wieczorem przyniosłam jej te tabletki, o które prosiła, oraz porcję ziemniaków. Zjadła wszystko, po czym spojrzała na mnie i powiedziała: „Kochana, zjadłam to, ale więcej mi nie przynoś jedzenia w takich talerzach. Jak dla psa, szczerze!”

Byłam w szoku po tym, co usłyszałam. Po tym zdarzeniu jeszcze nie raz o coś mnie prosiła, ale zaczęłam odmawiać. Gdy zorientowała się, że moje podejście się nie zmieni, zaczęła na mnie krzyczeć, mówiąc, że powinnam jej pomagać, bo nie wiadomo, jaka starość mnie czeka. Nie chciałam wdawać się w konflikt, więc milczałam. Po tej sytuacji z sąsiadką postanowiłam, że nie będę już nikomu pomagać.

Spread the love