Córka bardzo się chwali, że jej mąż jest zupełnie niesamodzielny w sprawach domowych. To, że bez niej nie potrafi podgrzać kolacji ani nie wie, gdzie leżą jego czyste koszule, wydaje się jej bardzo urocze. – Tylko pomyśl, co będzie, kiedy pójdziesz na urlop macierzyński? – próbuję z nią porozmawiać, ale ona mnie nie słucha. Obawiam się, że może się to skończyć rozwodem
Córka bardzo się chwali, że jej mąż jest zupełnie niesamodzielny w sprawach domowych. Rozczula ją to, że trzeba go karmić, pokazywać, gdzie leżą ubrania, wszystko przypominać. Nie wiem, skąd się to wzięło. W naszej rodzinie tylko dzieci do pewnego wieku były tak niesamodzielne, mój mąż jest zupełnie samodzielną osobą.
Mogę przypomnieć sobie tylko kilka sytuacji, kiedy mąż prosił mnie o pomoc w znalezieniu czegoś. Zdarzało się to po przeprowadzce lub po generalnych porządkach.
Mój mąż również potrafi sam sobie przygotować jedzenie. Oczywiście, nie sprawia mi trudności opiekowanie się nim, zwłaszcza gdy czuje się źle. Ale wiem na pewno, że gdyby nagle musiał zostać sam, nie umarłby z głodu i nie chodziłby cały tydzień w tych samych ubraniach.
Córka mnie zaskakuje. Kiedy zamieszkała z Jarosławem, ze śmiechem opowiadała, że wreszcie zrozumiała wszystkie dowcipy o tym, jak mężczyźni patrzą w szafę i nic nie widzą.
– Oto przed nim wisi koszula, a on jej nie widzi – śmiała się córka. – Dopóki mu nie wskażę palcem, nie widzi jej.
Może kilka razy coś takiego wydaje się zabawne. Wszyscy czasami czegoś nie zauważamy, szczególnie gdy jesteśmy niewyspani. Ale u córki tak jest codziennie.
– Jeśli nie przygotuję mu ubrania, będzie biegał po mieszkaniu w panice i jeszcze spóźni się do pracy – mówi z uśmiechem córka.
Próbowałam z nią porozmawiać jeszcze przed ślubem, wyjaśniając, że to dziecinne zachowania, które w ich wieku powinny budzić niepokój, a nie rozczulanie.
Córka spojrzała na mnie krzywo i powiedziała, że u nich wszystko jest w porządku, a to ja dziwnie się zachowuję. Myślałam, że to zauroczenie i że minie, a ona zobaczy prawdziwą sytuację.
Ale minął rok, potem się pobrali, a zasłona z oczu córki nadal nie opadła. Nadal uważa, że to urocze, że jej mąż jest domowym inwalidą.
– Ojej, zasiedziałam się u ciebie, muszę lecieć do domu, bo mąż siedzi głodny! – przypomina sobie nagle córka.
– A co planujesz gotować? – pytam, podtrzymując rozmowę.
– Mam już wszystko gotowe. Ziemniaki duszone z mięsem i surówka z marchwi. Trzeba tylko podgrzać. Ale Jarosław siedzi i czeka, aż go nakarmię – macha ręką córka i ucieka.
Nieumiejętność podgrzania sobie jedzenia to rzeczywiście „męska” cecha. Ale z drugiej strony Jarosław całkiem nieźle się urządził: wybrał sobie wspaniałą żonę, która traktuje go jak małe dziecko. Ale córka popełnia duży błąd. Teraz może biegać za mężem i go niańczyć, ale co będzie, gdy pojawi się dziecko? Przecież planują mieć dziecko.
Załóżmy, że ciąża przebiegnie łatwo i nic nie przeszkodzi córce w szukaniu mężowi czystych skarpetek i karmieniu go łyżeczką. Ale co będzie, gdy urodzi się dziecko? Córka będzie potrzebowała pomocy, a na jej barkach będzie bezradny mąż, który nie potrafi podgrzać sobie kolacji: siedzi i czeka, aż żona przybiegnie i go nakarmi.
Oczywiście, nie odmówię córce pomocy, ale tylko z dzieckiem. Jeśli jednak zauważę, że córka będzie biegać wokół męża, to może zapomnieć o mojej pomocy.
To mało prawdopodobny scenariusz, ale niczego już nie wykluczam. W końcu wyszła za mąż za tak niesamodzielnego człowieka. Kto wie, co jeszcze od niej usłyszę?
Niedawno wpadłam do córki w wolny dzień: piekłam ciasta i postanowiłam je przynieść. Zaprosiła mnie na herbatę. Siedzimy, rozmawiamy, nagle wchodzi Jarosław i zaczyna narzekać, że skończyły mu się skarpetki, a żona nie kupiła nowych.
Stoi i narzeka, jakby sam nie mógł pójść do sklepu i kupić sobie skarpetek. Przecież mógłby zamówić je nawet przez internet. To nie problem. A on zrzuca wszystko na żonę.
A córka się z nim cacka, obiecuje, że jutro wszystko kupi, a póki co są jeszcze skarpetki. Siedziałam i milczałam. Nie miało sensu nic mówić.
Zobaczymy, co będzie, kiedy córka pójdzie na urlop macierzyński. Mam nadzieję, że będzie dobrze, ale coś mnie niepokoi na samą myśl.
