— Wszystkie wydatki zapisuj, żebym widział, na co wydajesz pieniądze! — zażądał mąż
— Zajrzał do portfela, a tam zostało 150 złotych. Od razu zaczął na mnie krzyczeć i wypytywać, na co wydałam pieniądze. Przecież dopiero co dostał wypłatę. A ja nic sobie nie kupiłam! Zapłaciłam za media, kupiłam jedzenie i ciepłe ubrania dla dzieci. A on mi nie wierzy! Powiedział, żebym zapisywała wydatki. Oczywiście! Trzeba więcej zarabiać, to nie będzie takich problemów — oburza się 27-letnia Iwona.
— Obraził się?
— Oczywiście! No bo jeśli jego pensji naprawdę nie wystarcza na naszą rodzinę, dlaczego mam milczeć? Niech spojrzy prawdzie w oczy! Na czym mam oszczędzać? Nic zbędnego nie kupuję. A on zaczął się denerwować, że ludzie z taką samą pensją jeszcze potrafią oszczędzać. Śmieszne!
Iwona ma dwoje dzieci. Starsza córka ma trzy lata, a syn niedawno skończył rok. Dlatego Iwona jest teraz na urlopie macierzyńskim i nie dokłada się do domowego budżetu, jeśli nie liczyć zasiłku na dzieci. Paweł nie zarabia milionów, ale uważa, że ma całkiem przyzwoitą pensję.
Całą wypłatę do ostatniego grosza oddaje żonie, a ona już zarządza pieniędzmi. Iwona zajmuje się opłatami za media, kupuje jedzenie i rozdziela resztę na inne potrzeby. Mąż bierze z oszczędności tylko na obiady i na benzynę. Finanse są głównie w rękach żony — on nie zajmuje się prowadzeniem budżetu.
W tym miesiącu Paweł przyniósł żonie 6000 złotych. W portfelu, gdzie odkładają pieniądze, było całkowicie pusto. Do wczoraj mężczyzna tam nawet nie zaglądał, a teraz chciał wziąć pieniądze na benzynę i zaniemówił. Iwona od razu zaczęła wszystko liczyć, żeby powiedzieć mężowi, na co wydała pieniądze. Paweł był w totalnym szoku.
— Nie można tak bezmyślnie wydawać pieniędzy, przecież nie mamy żadnych oszczędności! Ludzie kupują samochody, mieszkania, a my nawet remontu zrobić nie możemy. Trzeba jakoś planować wydatki, żeby na wszystko starczyło. Czy ty w ogóle liczysz pieniądze? Może trzeba wszystko zapisywać i analizować wydatki? Z twoim podejściem to i milion wydasz, bo nie umiesz racjonalnie korzystać z finansów — złościł się Paweł.
— Kupuję tylko to, co niezbędne. Chcesz, żeby dzieci chodziły rozebrane? Albo żebyśmy jedli tylko makaron? Co ty na to? — odpowiada mu Iwona.
— Syn może nosić ubrania po córce. Zobacz, ile po niej zostało ubrań. A buty dla dzieci nie muszą być skórzane!
— Aha, chcesz, żeby twój syn chodził w różowej kurtce z kucykami? Tańsze buty? A potem kto będzie leczył dzieci? Na tym nie można oszczędzać — to ich zdrowie! Nawet jeśli wszystko będę zapisywać, pieniędzy więcej nie będzie!
Przyjaciółki Iwony ją wspierają i mówią, że mąż całkiem oszalał. Jeśli ma jakieś pretensje, niech sam zajmie się domowym budżetem. Uważają, że to dopiero początek. Jeśli ktoś jest tak chciwy na pieniądze, życie z nim będzie ciężkie.
Iwona rozumie, że dopóki jest na urlopie macierzyńskim, nie ma co narzekać. Dokąd pójdzie z dwójką dzieci? Uważa, że mąż powinien przejąć inicjatywę i zmienić pracę. Można przecież znaleźć jakąś dodatkową pracę, żeby rodzina żyła dostatnio, a nie wypominać każdą złotówkę. Paweł powinien rozwiązać problem i wyciągnąć wnioski, a nie zrzucać odpowiedzialności na żonę.
A wy po czyjej stronie jesteście?
