Rozwiodłam się z powodu teściowej i tylko przez nią. Ta kobieta nie miała swojego osobistego życia, nawet nie miała przyjaciółek, dlatego zawsze wtrącała się w nasze życie. Mówiąc o swoim synu, zawsze mówiła nie “on”, ale “my”. „Zdecydowaliśmy się ożenić” albo „Poszliśmy na studia”. Tak żyłam przez pięć lat, aż w końcu przelała się ostatnia kropla cierpliwości
Bardzo zakochałam się w moim mężu. W tamtym czasie spośród wszystkich moich znajomych i adoratorów on był jedynym „człowiekiem”. Bez zbędnych wybryków i złych nawyków. Na randki przychodził z pięknym bukietem kwiatów, łatwo się z nim rozmawiało, a chodziliśmy nie do kina czy parku, ale do muzeów, na wystawy i przedstawienia.
Zakochałam się po uszy, więc gdy zaproponował mi małżeństwo, zgodziłam się od razu i bez wahania. Wydawało mi się, że znałam go całe życie. Jakbyśmy byli dla siebie stworzeni. Tak wtedy myślałam, moja naiwna główka. Okazało się, że kwiaty kupował z mamą. To ona planowała nasze randki i kupowała bilety na różne wydarzenia. Nawet wiadomości, które mi wysyłał, układali wspólnie z mamą. To, co brałam za nieśmiałość, było zwykłym brakiem umiejętności rozmowy bez podpowiedzi.
Kiedy braliśmy ślub, mieszkałam już we własnym mieszkaniu. Zaproponowałam narzeczonemu, żeby się do mnie wprowadził, ale nie chciał, bo mieszkał z mamą w czteropokojowym mieszkaniu. Powiedział, że nie zamierza płacić obcym, skoro ma swoje mieszkanie, gdzie można urządzić nawet rolldrom. Nie cieszyłam się z perspektywy mieszkania z teściową, ale pomyślałam, że obie pracujemy, więc praktycznie się nie będziemy widywać. Wprowadziłam się do męża dopiero po ślubie.
Nie będę opisywać, jak się rozczarowałam. Ile łez pochłonęła moja poduszka, wie tylko ona. Ale kiedy urodziło się nasze dziecko, pojawił się problem wyboru imienia.
– Nazwiemy ją Anna – oświadczył dumnie mój mąż.
Z wrażenia upuściłam łyżkę, bo takie właśnie imię nosiła moja teściowa i nazwanie tak naszej córki było dla mnie nie do przyjęcia. Miałam zbyt wiele negatywnych skojarzeń.
– A ja chcę, żeby miała na imię Weronika – prosiłam.
Teściowa zadzwoniła i powiedziała, że jej wnuczka będzie się nazywać tylko Anna i inaczej być nie może. „Zdecydowaliśmy”. Nic nie powiedziałam, wzięłam tylko paszport męża i sama składając dokumenty, podałam imię Weronika.
Przez pierwszy miesiąc teściowa i mąż nazywali ją Anną, aż w końcu otrzymali akt urodzenia. Było dużo krzyku, ale mi było już wszystko jedno.
Potem zaczęła się komedia. Teściowa dzwoniła do znajomych i porównywała swoją wnuczkę z innymi dziećmi.
– A u Marii wnuczka w wieku dwóch miesięcy już trzyma główkę prosto, a nasza jeszcze nie potrafi.
– A u Marty wnuk w wieku dziesięciu miesięcy zaczął chodzić, a nasza nawet jeszcze dobrze nie raczkuje.
I tak było zawsze.
Mój mąż nie brał udziału w życiu dziecka. Kanapa i telewizor – to były jego główne zainteresowania. A jego mama była wszędzie i we wszystkim nadaktywna. Nie mogłam nawet oddychać bez jej porady.
W końcu pewnego dnia spakowałam dziecko i pojechałam z powrotem na wieś do swoich rodziców. Mamy duży dom, tata jest rolnikiem, jestem jedynym dzieckiem. Do miasta jest pół godziny drogi. Córka chodzi do przedszkola w mieście, a ja pracuję niedaleko.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie teściowa. Dzwoni prawie codziennie. Zauważcie, nie były mąż, ale właśnie teściowa. Prosi, żeby dać jej do telefonu Weronikę, opowiada jej, jak bardzo tęskni i chce ją zobaczyć. Mówi, że to jej mieszkanie jest prawdziwym domem Weroniki i że zawsze na nią tam czekają, a to, gdzie dziecko mieszka teraz, to tylko tymczasowe.
Po takich rozmowach córka długo nie może się uspokoić, jest jej żal babci i bardzo chce zobaczyć tatę, bo babcia opowiada, jak on za nią tęskni. To nie on mówi, to nie on przyjeżdża, ale moja teściowa, która w zasadzie mogłaby widywać wnuczkę codziennie, ale woli tylko dzwonić.
Od dwóch lat dzień w dzień słyszę imię tej kobiety. Czy jej to kiedyś się znudzi? Już po prostu nie mogę tego znieść. Żal mi dziecka, bo babcia ani razu jej nie widziała po rozwodzie, ale codziennie mała o niej słyszy i ciągle pyta, kiedy do niej pojedziemy.
