Pierwszy narzeczony zostawił mnie tuż przed ślubem, ale to okazało się na lepsze

Gdyby to nie przytrafiło się mnie, trudno byłoby mi uwierzyć w taką historię.

Do ślubu pozostało mniej niż dobę, kiedy zadzwonił mój “ukochany” i oznajmił, że zmienił zdanie, od dawna kocha inną, ona spodziewa się dziecka i ślub jest odwołany. Powiedzieć, że byłam w szoku, to nic nie powiedzieć. Kilka razy dopytywałam, myśląc, że to jakiś głupi żart, ale kiedy zasugerowałam, że zobaczymy się w urzędzie stanu cywilnego, narzeczony odpowiedział, że naprawdę mnie tam nie zobaczę…

Odłożyłam telefon, usiadłam na kanapie i siedziałam w osłupieniu przez dwie godziny. Z tego stanu wyciągnęło mnie przyjście mojej przyjaciółki, która miała być druhną. Dowiedziawszy się o powodzie moich łez, przez pięć minut sypała “komplementami” pod adresem Sergiusza, z których najdelikatniejszym było “głupek”. Potem zamilkła i nagle na jej twarzy pojawił się wyraz twórczego olśnienia. Zrozumiałam, że ma jakiś pomysł i pytająco spojrzałam jej w oczy.

Natalia odpowiedziała na moje nieme pytanie:

— Siedź i nic nie rób! Ja wszystko załatwię!

Wzruszyłam ramionami, bo było mi wszystko jedno, i zaczęłam przeglądać czasopisma, żeby jakoś się oderwać.

Po kilku godzinach przyjaciółka wróciła, ale nie sama, tylko z dwoma młodymi mężczyznami. Jednego z nich, Władysława, znałam, studiował na równoległym kierunku i, jak słyszałam, był we mnie zakochany. Drugim był jego przyjaciel, Aleksander.

Zanim zdążyłam przetrawić, co to za trójka, przyjaciółka przedstawiła przybyłych:

— Władysław — twój narzeczony. Aleksander — świadek!

Mrugałam zaskoczona oczami, a Natalia kontynuowała:

— Tylko nie protestuj! Władek cię lubi, skoro nie wyszło z tamtym… (tu padło mocne słowo), to nic strasznego, normalni ludzie zawsze się dogadają. Nie będziemy przecież odwoływać ślubu, wszystko jest gotowe, wystarczy zmienić nazwisko narzeczonego w urzędzie stanu cywilnego, to ja załatwię!

Patrzyliśmy z Władysławem na siebie, starając się przetrawić szaloną ideę przyjaciółki. W końcu, przy kieliszku herbaty, postanowiliśmy, że jutro przeprowadzimy ceremonię, a potem zobaczymy…

Najtrudniej było wytłumaczyć moim rodzicom, co się stało. Ale i tu Natalia nas uratowała. Sama pojechała do nich i poprosiła, żeby nie zadawali pytań o narzeczonego, powiedziała, że tak wyszło. Nie wiem, jak ich przekonała i wytłumaczyła, ale następnego dnia naprawdę nie było pytań, tylko wyglądali na nieco oszołomionych.

Ślub odbył się jak planowano — marsz Mendelssohna, restauracja, zabawa, nasze z Władkiem wymuszone uśmiechy i niezbyt gorące pocałunki…

Kiedy zostaliśmy sami, nadszedł czas na poważną rozmowę. Władek powiedział, że bardzo mu się podobam, rozumie, że spadł na mnie jak grom z jasnego nieba, i poprosił, żebym dała mu czas, nie biegła do urzędu stanu cywilnego po miesiącu, ale już po rozwód.

Słuchałam mojego niespodziewanego męża i coraz bardziej darzyłam go szacunkiem, było widać, że naprawdę mu na mnie zależy…

Miesiąc minął, a my nie poszliśmy do urzędu. Nie poszliśmy też po roku, ani po dziesięciu… Minęło już prawie dwadzieścia lat od tego szalonego ślubu. Ze Władkiem mamy dwoje dzieci, kochamy się i jesteśmy szczęśliwi, że “głupek” wtedy tak się zachował. Gdzie jest i co robi, zupełnie mnie nie obchodzi, bo mam swoją rodzinę, a także chrzestnych naszych dzieci — Aleksandra i Natalię, którzy mają na razie tylko jedną córkę.

Spread the love