“Nie przyjeżdżaj, on jest już dorosły i powinien sam o siebie zadbać, nie może ciągle polegać na mamie!” – powiedziała żona syna

— Żona mojego syna nakrzyczała na mnie i zrobiła awanturę, jakbym jej życie psuła! – opowiada Katarzyna Nowak. – Mówi, że robię to wszystko specjalnie i narzeka, że wciąż pomagam swojemu synowi, który ma już trzydzieści lat, przecież jego problemy nie są takie poważne! Za każdym razem odradza mi przyjazd, gdy zamierzam odwiedzić ich dom. Uważa, że nie powinnam nawet widywać się z synem i proponuje, żebym zajęła się swoimi sprawami…

Syn Katarzyny Nowak nie miał żadnych problemów z samodzielnością. Już jako nastolatek zaczął samodzielnie załatwiać swoje sprawy, a w wieku dwudziestu dwóch lat wyprowadził się z domu. Do tego czasu nauczył się sprzątać, gotować i miał już pewne doświadczenie zawodowe, więc spokojnie mógłby żyć samodzielnie, nawet bez żony.

Cztery lata temu ożenił się z dziewczyną o imieniu Krystyna, a Katarzyna bardzo się z tego cieszyła. Kobieta starała się nie wtrącać w życie prywatne syna i nigdy nie odwiedzała ich bez zaproszenia. Nigdy też nie powiedziała nic złego o synowej. Oczywiście, nie były ze sobą blisko, ponieważ Krystyna unikała rozmów z teściową i zawsze znajdowała sobie jakieś zajęcie. Katarzyna postanowiła, że nie będzie się narzucać. Z synem rozmawiała regularnie i interesowała się jego życiem. Zawsze pytała też o Krystynę, na wypadek, gdyby potrzebna była jakaś pomoc.

— Dosłownie w zeszły weekend zadzwoniłam do niego, a on zaczął mówić szeptem! – opowiada Katarzyna Nowak. – Nawet nie poszedł do pracy i od dwóch dni nie wstał z łóżka, odmówił przyjmowania leków, a jego żona nawet nie zadzwoniła po lekarza, chociaż moim zdaniem powinien od razu jechać do szpitala. Jak można tak lekceważyć własne zdrowie?

— Teraz wielu mężczyzn myśli, że nie muszą chodzić do lekarza i że ich organizm sam sobie poradzi…

— Nie mogę zrozumieć, jak zamierzają w ten sposób pokonać wszystkie choroby, skoro organizm sam będzie się regenerował bardzo długo albo tylko pogorszy się sytuacja. Postanowiłam sama pojechać do niego z lekarstwami, bo miałam ich dużo w zapasie. Po przyjeździe zadzwoniłam po pogotowie, bo syn wyglądał naprawdę źle.

— Miał tak wysoką gorączkę, że czuł się naprawdę źle?

— Nawet nie mógł stwierdzić, czy ma gorączkę, bo ledwo mógł poruszać ręką, a termometr musiałam długo szukać. W końcu, kiedy znalazłam termometr, okazało się, że ma tylko 37 stopni, ale mówił, że wczoraj jego czoło było bardzo gorące.

— A kiedy przyjechało pogotowie, lekarze postawili diagnozę?

— Powiedzieli, że trzeba brać leki i najlepiej zacząć od razu, a potem zalecili, żeby nie wstawał z łóżka przez kilka dni, bo może mu się tylko pogorszyć. Sama musiałam iść po wszystkie leki, a przy okazji posprzątałam mieszkanie, kiedy synowa była w pracy. Wieczorem, kiedy skończyłam wszystkie prace w ich domu, napoiłam syna herbatą i wróciłam do siebie. Czy można się kłócić o taką pomoc?

— Powinni ci byli podziękować, za co tu się kłócić?

— Syn mi oczywiście podziękował, bo naprawdę czuł się bardzo źle, ale synowej mój wizyta się nie spodobała. Krystyna zadzwoniła do mnie wieczorem i nakrzyczała, że mój syn powinien nauczyć się sam o siebie dbać. Jak jednak być samodzielnym w takiej sytuacji, kiedy ledwo się rusza i prawie nie mówi? Gdyby chociaż wezwał pogotowie, ale synowa sama nie pomyślała, żeby je wezwać, skoro mąż nic nie rozumiał?

Nie rozumiem, dlaczego jej tak przeszkadza, że pomagam własnemu dziecku? Czy teraz pomoc jest czymś złym?

Spread the love