Mama nienawidzi moich kotów i uważa, że przez nie nie mam męża i dzieci
Mieszkam w pięknym, dwupokojowym mieszkaniu razem z dwoma wspaniałymi zwierzakami – Bazylem i Fifi, bezrasowymi, ale bardzo uroczymi kotami.
Bazyl ma klasyczną szarą sierść z tygrysimi paskami, a Fifi jest trójkolorową kotką – biała, ruda i czarna, do tego ma różne oczy, lewy jest niebieski, a prawy – żółty. Poza tym mam jeszcze wiele innych rzeczy – nowiutką, salonową Mazdę 6 w wymarzonym, jaskrawoczerwonym kolorze. Pasjonuję się fitnessem w różnych formach, spędzam czas z przyjaciółmi, organizując górskie wędrówki (to taki specyficzny odpoczynek, po którym nie czuję ani rąk, ani nóg). W moim życiu są również mężczyźni, ale tylko od czasu do czasu, dla zdrowia.
Opisuję swoje życie tak szczegółowo, aby pochwalić się, że wszystko to osiągnęłam sama, dzięki mojej pracy jako projektantka wnętrz i domów mieszkalnych. Ludzie lubią mieć oryginalne budynki z równie oryginalnym układem wnętrz, a ja uwielbiam im to tworzyć. Żaden z moich klientów nigdy nie był rozczarowany, staram się uwzględniać nawet najmniejsze szczegóły, które wyrażają w swoich życzeniach. To poświęcenie przynosi efekty – ci sami klienci wracają do mnie, gdy chcą odświeżyć wnętrza, wprowadzając nowe elementy, co skutkuje długotrwałą współpracą.
Teraz opowiem trochę więcej o swoim życiu osobistym. Na stałe są w nim tylko Bazyl i Fifi, kocham te bezczelne koty całym sercem. Witały mnie po pracy, wskakując mi na ręce i mrucząc, a kiedy wychodzę, odwracają się obrażone, jakby mówiły: „Znowu nas zostawiasz!”. Moje ogromne łóżko również należy do nich, zarówno w dzień, jak i w nocy. Czasem budzę się rano od ciężaru i ciepła Bazyla i Fifi, którzy leżą na mnie, wiedząc, że po szybkim śniadaniu ucieknę do pracy. Gdy czasem choruję, lepszych „opiekunów” nie znajdę. Co prawda, nie potrafią jeszcze gotować, ale zapewniają mi ciepło, uwagę i współczucie w nadmiarze.
Na razie nie ciągnie mnie do małżeństwa, jeszcze nie spotkałam tego jedynego, z którym chciałabym związać swoje życie, co nieskończenie martwi moją mamę. Uważa, że w wieku trzydziestu trzech lat powinnam mieć dwójkę dzieci zamiast dwóch kotów i jeszcze męża. Zawsze stawia za wzór moją siostrę, która jest o cztery lata młodsza ode mnie, ale już dała mamie dwójkę wnuków. Mama przemilcza fakt, że jej relacje z zięciem są dość napięte, co daje mi argumenty za moją wolnością.
Zadaję mamie pytanie, czy naprawdę chce nieustannie rozstrzygać konflikty z dwoma zięciami? Mama złości się i od razu zaczyna wyrażać swoje pretensje dotyczące Bazyla i Fifi: „Całkowicie zwariowałaś z tymi kotami, jak te staruszki z naszego bloku, które biegają z miseczkami i talerzykami, nie mogą żyć bez swoich kotków, aż ciśnienie im skacze, nie daj Boże, jeśli któryś zniknie albo zachoruje, cały blok żałobę przeżywa! A tu młoda, sukcesywna kobieta, zamiast uszczęśliwiać mężczyznę i wychowywać dzieci, spędza całe wolne chwile z tymi stworzeniami!”
Po takich wypowiedziach dotyczących moich ukochanych kotów zwykle przestajemy rozmawiać na tydzień lub dwa. Potem następuje ponowne nawiązywanie kontaktów dyplomatycznych, ale po miesiącu czy dwóch znów się kłócimy. Mama nie przestaje próbować mnie przekonać, że mąż i dzieci są niezbędne i powinny być w moim życiu.
Niedawno posprzeczałyśmy się poważnie i myślę, że na długo. Mama ma klucze do mojego mieszkania, ponieważ, mimo swojej niechęci, karmi Bazyla i Fifi pod moją nieobecność. Pewnego dnia wpadłam do domu w trakcie dnia pracy, bo zapomniałam jednej z pamięci USB i zobaczyłam scenę – w zamkniętej torbie miauczał jeden kot, a mama goniła drugiego. Fifi zrozumiała, że od nieplanowanej wizyty mojej mamy nic dobrego nie wynika, a gdy mama wpychała opierającego się Bazyla do torby, zaczęła uciekać. Sądząc po zadyszce i rozczochranym wyglądzie mamy, ich gonitwa trwała już dość długo. Mama nawet nie zauważyła, że wróciłam i przyglądam się jej wysiłkom. Ocknęła się, kiedy, zaglądając pod łóżko, zobaczyła, że do Fifi dołączył Bazyl.
Rozmawiałyśmy krótko, ale emocjonalnie. Zabierałam mamie klucze, a ona chwyciła swoje torby, wyraziła swoje zdanie na temat moich kotów i mnie, mówiąc, że powinnam siedzieć na ławce z emerytkami, a potem trzasnęła drzwiami.
Usiadłam, wzięłam na ręce moich wzburzonych kotów i uspokajałam ich:
— Wszystko będzie dobrze, nikt was nigdzie nie zamierza oddawać. Chodźcie, dam wam coś pysznego!
Położyłam kotom ich ulubione przysmaki, ale zamiast jeść, wskoczyły mi na kolana i zgodnie zaczęły mruczeć…
