Krewni, którzy przyszli na urodziny bez zaproszenia

Nie planowaliśmy obchodzić urodzin męża. Z wyprzedzeniem zadzwoniliśmy do wszystkich i uprzedziliśmy o tym. Ustaliliśmy, że świętować będziemy tylko we dwoje. Całe to gotowanie i sprzątanie przed gośćmi nie sprzyjało świątecznej atmosferze, więc postanowiliśmy zrezygnować z tej tradycji i pójść do restauracji.

Zarezerwowaliśmy stolik z wyprzedzeniem i uzgodniliśmy menu. Zamówiłam dla męża tort ze świeczką, który kelner przyniósł przy uroczystej muzyce. Wszystko było wspaniałe. Odpoczywaliśmy, cieszyliśmy się miłym wieczorem, muzyką i smacznym jedzeniem.

Mężowi bardzo spodobał się taki sposób świętowania. Widocznie on też miał dość domowych spotkań i dziesiątek gości, którzy przychodzą tylko po to, żeby się najeść.

Jeszcze siedzieliśmy w restauracji, gdy zadzwoniła szwagierka:

— Dlaczego nam nie otwieracie drzwi?

— Bo nas nie ma w domu — odpowiedział mąż.

— Jak to? Przyszliśmy z rodzicami, żeby cię złożyć życzenia, a ciebie nie ma?

— Ale przecież uprzedziliśmy, że w tym roku nie obchodzimy urodzin. Jeśli chcecie, zostawcie prezenty u sąsiadki. W weekend możemy napić się herbaty z tortem.

— Herbata z tortem? Wzięłam wolne z pracy, jestem głodna i zła!

Mąż po prostu odłożył słuchawkę, żeby nie psuć sobie humoru. Co ciekawe, krewni przyjechali bez prezentów — zostawili u sąsiadki butelkę koniaku. To prezent od sześciu osób!

Razem z mężem wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski i postanowiliśmy, że teraz zawsze będziemy tak świętować. Żadnych gości i domowego obżarstwa. A wieczór w restauracji kosztował nas znacznie mniej. Pozostało tylko nauczyć krewnych, że nie trzeba przychodzić, jeśli nikt nie zaprasza.

Spread the love