– Droga Teściowo, oddaję Ci syna! – już dawno powinnam była wypowiedzieć te słowa
Droga Teściowo, dziękuję, że urodziłaś mi takiego syna. Patrząc na przyjaciółki, które znalazły swoją miłość i teraz mogły chwalić się obrączką na palcu czy wspólnym spędzaniem czasu, ja też marzyłam o mężu i dużej, szczęśliwej rodzinie. Marzyłam, że kiedyś pojedziemy nad morze i będziemy się kąpać w jego falach, kupimy domek letniskowy i urządzimy go tak, jak chcemy.
I oto spotkałam twojego syna. Patrzyłam, jak się o ciebie troszczy, z jakim szacunkiem się o tobie wypowiada i rozumiałam, że nauczyłaś go szacunku do kobiet i troskliwego podejścia do nich. Już wyobrażałam sobie, jak moje marzenia staną się rzeczywistością i stworzę rodzinę z ciepłym, pracowitym mężczyzną. Czyż to nie jest szczęście? Dziękuję ci również za to, że kiedyś wskazałaś mi moją pomyłkę… tak, on jest troskliwy i pracowity, ale tylko dla jednej kobiety. A tą kobietą nie jestem ja.
Przyzwyczaiłaś go do obsługi swoich potrzeb – przywożenia leków i jedzenia na każde wezwanie, naprawiania drzwi od szafy, czyszczenia zatkanej rury w łazience… i ten spis można by kontynuować w nieskończoność. Ale nie zamierzałaś z tego zrezygnować.
Powiedziałaś: „Jak ci nie wstyd prosić męża, żeby zawiózł cię na działkę, zamiast pełnić synowski obowiązek wobec swojej matki. Matka zawsze jest na szczególnym miejscu – zrozumiesz to, gdy dorośnie twój syn”. Ale ja zrozumiałam to wcześniej. I chwała Bogu.
Biegł do ciebie za każdym razem, gdy go o to prosiłaś. Nieważne, co było za oknem: deszcz, mróz czy klęska żywiołowa. Zawsze był gotów pojechać dla ciebie na koniec świata, czego dla mnie by nie zrobił.
Dziękuję, że patrząc na to z boku, gdy kolejny raz w środku nocy jechał do ciebie, bo byłaś „bardzo zdenerwowana kłótnią z ojcem”, uświadomiłam sobie: cała ta troska będzie należała do ciebie, bo kocha cię bezgranicznie i bezwarunkowo. Wydaje się, że to ty jesteś najważniejszą kobietą w jego życiu. I może tak już zostanie.
Dziękuję również za troski, które nagle na mnie spadły przez to, że nie widziałam wsparcia z jego strony, gdy w pracy koledzy oskarżyli mnie o coś, czego nie zrobiłam.
Czekałam, że kiedyś wrócę do domu, a on po prostu mnie przytuli i powie: „Razem przez to przejdziemy”. Ale to się nigdy nie zdarzyło. Ani razu. Może dlatego, że w tym czasie zawsze był u innej kobiety. U ciebie.
Dziękuję za zmęczenie i gorycz, które zżerały mnie każdej nocy. Próbowałam z nim rozmawiać bez kłótni, bez krzyków i sprzeczek, ale czy to przyniosło jakieś rezultaty?
Dziękuję, że troski, w które się pogrążyłam jak w przepaść, pewnego dnia otworzyły mi oczy. Rzeczywistość mnie zaszokowała i zrozumiałam wszystko do końca.
Nie potrzebuję męża zakochanego w swojej matce. Nawet jeśli jest pozytywny pod każdym względem. Potrzebuję zwykłego mężczyzny. Niech czasami zapomina wynieść śmieci, niech będzie złośliwy, niech ma niewłaściwych przyjaciół czy brak ambicji.
Ale z nim będę czuła się potrzebna. Będę w pełni jego, a on będzie w pełni mój. Oto wzajemna miłość. Miłość, o której marzyłam.
Dziękuję za to, że zrozumiawszy to wszystko, odeszłam od byłego męża, czyli od twojego syna, i spotkałam właściwego człowieka. Tego, kogo tak bardzo chciałam spotkać. I jak dobrze, że nie mieliśmy dzieci z twoim synem. Bo „Mama ostrzega, że na razie nie czas na dzieci. Ma słabe serce, więc poczekajmy”. Teraz mam kręconego chłopca od kochającego męża, a nie od twojego Wiernego Sługi.
Nie obwiniam ciebie ani twojego syna. To było doświadczenie, za które jestem szczerze wdzięczna. Jak dobrze, że spotkałam go. I jak cudownie, że pozwoliłam mu wrócić do ciebie.
Przekaż „pozdrawiam” twojemu synowi, bo teraz pewnie jest gdzieś w pobliżu. Niech on też będzie szczęśliwy. Wszyscy na to zasługujemy.
Dziękuję! I żegnaj. Z wdzięcznością, twoja Synowa!
