Córka obraziła się, że dostaliśmy mało na prezent ślubny. Dlaczego nie uwzględnia, że zapłaciliśmy za całe wesele?
Córka po swoim weselu powiedziała nam z ojcem, że liczyła na hojniejszy prezent, w końcu jesteśmy jej rodzicami. Ale dziewczyna jakoś nie bierze pod uwagę, że jej wymarzone, wspaniałe wesele zostało całkowicie opłacone przez nas. Narzeczonemu wystarczyło jedynie na obrączki, a jego rodzice w ogóle odmówili udziału. Garnitur dla zięcia też kupowaliśmy my.
Córka ma 23 lata i dowiedzieliśmy się o jej planach ślubnych rok temu. Oboje to byli studenci, którzy dopiero zaczynali samodzielne życie. Córka mieszkała z nami do 21 roku życia, a potem w mieszkaniu, które opłacał jej ojciec. On ją naprawdę rozpieszczał, ale ostatnie oświadczenie córki nawet jego głęboko oburzyło.
Zięć na razie nie jest zbyt wartościową osobą. Przystojny chłopak z dużymi ambicjami, ale bez jakichkolwiek działań w kierunku ich realizacji. Na razie dajemy mu zniżkę ze względu na wiek, ale nie spodziewam się po nim zbyt wiele. Za dużo mówi, a za mało robi. Nawet jeśli chodzi o swoje wesele, chłopak się nie wysilił.
W sprawie wesela nikt, poza nami z mężem, się nie przejmował. Córka od razu zaznaczyła, że chce wielkiego, “wow” wesela z wystawną suknią, białą limuzyną, ceremonią plenerową, przyjęciem, wodzirejem, pierwszym tańcem i fajerwerkami. To wszystko wychodziło bardzo kosztownie.
Osobiście byłam przeciwna takiemu bezmyślnemu wydawaniu pieniędzy. Można było urządzić wesele znacznie taniej, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na zakup mieszkania. Bo młodzi nie mieli gdzie mieszkać, wynajmowali mieszkanie. Byliśmy gotowi pomagać w spłacie kredytu hipotecznego, ale rodzice narzeczonego nie.
Rodzice narzeczonego to w ogóle osobny temat. Od samego początku nie obchodziło ich, co się będzie działo. Od razu powiedzieli, że nie mają pieniędzy, nie będą pomagać i młodzi muszą sami się o siebie zatroszczyć.
W pewnym sensie zgadzałam się z nimi. Ale w trakcie przygotowań teściowa popsuła mi nerwy. To gości z ich strony było całe mnóstwo, to wybrany przez nas restauracja im się nie podobała, to jeszcze coś. Nie dali ani grosza, mówili, że im to obojętne, ale wyrażali swoje pretensje.
W końcu córka przekonała ojca, żeby opłacił to wesele. Córka wybrała drogą suknię, makijaż, fryzurę – wszystko na najwyższym poziomie. Miejsce na ceremonię i restaurację zarezerwowaliśmy na własne ryzyko na pół roku wcześniej. Zebrało się sześćdziesiąt osób. Z naszej rodziny byłam ja, mąż, moja mama i jej siostra. Cała reszta to goście ze strony narzeczonego i przyjaciele młodych.
Mąż nie podał mi ostatecznej kwoty, ile to jednodniowe święto nas kosztowało, ale podejrzewam, ile to mogło wynieść.
Nie żałuję pieniędzy na córkę. Ale strasznie nie lubię bezsensownych wydatków, a takie wesele właśnie do nich należy. No co to jest – bawić się jeden dzień, kiedy można było zainwestować w mieszkanie, samochód albo wyjechać na jakiś świetny kurort.
Do tego córka sama nie doceniła naszych starań w organizacji wesela jej marzeń. Nie, jej się podobało, poza tym, że daliśmy jej “tylko” dziesięć tysięcy. Tak, poza tym, że wszystko opłaciliśmy, jeszcze daliśmy im pieniądze w kopercie.
Na samym weselu córka nie zaglądała do koperty, na szczęście, bo pewnie by od razu urządziła scenę. Ale następnego dnia przysłała wiadomość, że miała o nas lepsze zdanie. My z mężem początkowo nie zrozumieliśmy, myśleliśmy, że pomyliła numer. Zadzwoniliśmy – nie, nie pomyliła, to ona jest rozczarowana nami.
Ona liczyła, że damy jej “normalną” sumę na wesele, ale my daliśmy jej jakieś marne grosze. A ona naprawdę liczyła na te pieniądze. Teraz jej podróż poślubna legła w gruzach. “Dzięki wam wielkie”.
Mąż – człowiek bardzo opanowany, a na córkę nigdy nie podnosił głosu, ale nawet on nie wytrzymał. Powiedział, że wychował niewdzięczną egoistkę, która nie zna wartości pieniędzy, i skoro dla niej nasz prezent to marne grosze, to teraz nie dostanie od nas ani grosza, bo nie chce jej kompromitować takim nędznym prezentem.
Ja w ogóle nie zaczęłam jej mówić. Całą organizacją zajmowałam się ja, wydałam mnóstwo nerwów, sił, czasu, a nikt mi nawet nie podziękował. Jeszcze i pieniędzy biednej dziewczynce nie dołożyliśmy.
Nie jesteśmy milionerami, nie urodziła się z złotą łyżeczką w ustach. My z mężem całe życie pracujemy, coś odkładamy. Dochód mamy wyższy od przeciętnego, ale nie taki, żeby bezboleśnie rozdawać miliony. Mówiłam mężowi, że jego łagodna polityka finansowa obróci się przeciwko nam, nie wierzył – no proszę. Chcieliśmy jak najlepiej, nazywa się.
Teraz córka została pozbawiona opłaty za mieszkanie i comiesięcznego wsparcia, które, jak się okazało, mąż jej potajemnie zapewniał. Oświadczył, że teraz jest dorosłą zamężną kobietą, więc czas, żeby oderwała się od biednych rodziców i sama zarabiała lub jej mąż ją utrzymywał.
