W swoich 32 lata czuję się prawie jak emerytka. Wszystko dlatego, że wyszłam za mąż za mężczyznę, który jest ode mnie starszy o 15 lat, Michał ma teraz 47 lat. W weekendy śpi do południa, a potem cały dzień wyleguje się na kanapie przed telewizorem. Kiedyś uważałam taką różnicę wieku za normalną, ale teraz rozumiem, że to był błąd
Mam 32 lata, a czuję się prawie jak emerytka. Wszystko dlatego, że wyszłam za mąż za mężczyznę, który jest starszy ode mnie o 15 lat, Michał ma teraz 47 lat. Zawsze byłam energiczną, wesołą dziewczyną, która lubiła aktywny wypoczynek i sport. Jednak teraz zamieniłam się w starą ruinę i już nie czuję smaku życia.
Z zewnątrz – mam wszystko dobrze: dwoje dzieci, ogromny dom i kochającego męża. Ale nic z tego mnie nie cieszy, wręcz przeciwnie – irytuje. Mimo że kiedyś byłam bardzo zakochana w swoim mężu (wydawał mi się dostojny, wysoki, inteligentny i interesujący), teraz nawet nie wiem, o czym z nim rozmawiać.
Po 9 latach małżeństwa nasza komunikacja sprowadza się do wymiany kilku zdań po powrocie z pracy. W weekendy śpi do południa, a potem cały dzień wyleguje się na kanapie przed telewizorem. Pomaga mi z dziećmi, ale niezbyt aktywnie: może im coś poczytać lub pobawić się z nimi w lalki, ale jak tylko zaczną biegać lub krzyczeć – od razu odsyła ich do mnie. Mówi, że nie ma siły bawić się z nimi więcej niż już robi…
Mąż jest ode mnie starszy o 15 lat, i jeśli kiedyś mnie to nie martwiło, to kiedy przekroczył 40 lat, zrozumiałam, że popełniłam błąd, wychodząc za mąż za kogoś z taką różnicą wieku. Jeśli przed małżeństwem jeszcze jakoś się młodzieżowo zachowywał, uprawiał sport i trzymał się w formie, to potem “rozpuścił się”: znacznie przytył i stał się leniwy, a za nim i ja stałam się taka sama.
Żyjąc z nim przez długi czas, zaczęłam czuć się tak staro, jak on: ze swoimi rówieśnikami przestałam się kontaktować, bo nie mogłam zabrać męża na nasze spotkania (wszystkich niepokoiła duża różnica wieku i brak wspólnych zainteresowań). Stopniowo zaczęłam kontaktować się tylko ze znajomymi mojego męża i z jego krewnymi, którzy również byli znacznie starsi ode mnie.
Kiedyś dałam się przekonać, że mój mąż jest gotów mnie utrzymać i nasze przyszłe dzieci, ale teraz czuję się jak w złotej klatce. Już nie cieszą mnie jego sukcesy zawodowe i wysokie dochody. Zamiast tego z radością zrezygnowałabym z reszty swojego życia na rzecz desperackiego młodego mężczyzny, który naładowałby mnie energią, a nie wysysał ją ze mnie.
Ale pociąg odjechał: z dwójką dzieci już nigdzie nie ucieknę od swojego męża, a poza tym nie mam dokąd iść – tylko do rodziców, którzy i tak mieszczą się we dwoje w małym studio. Innego, młodszego mężczyzny też boję się zacząć – jeśli mąż się dowie, wyrzuci mnie za drzwi bez niczego (wszystko jest zapisane na jego matkę, więc przy rozwodzie nie będzie czego dzielić). Pewnie długo nie wytrzymam tej nudy wśród emerytów. Zazdroszczę rówieśnikom, którzy zamiast rodziny wybrali podróże i życie dla siebie.
