Przypadkowo dowiedziałam się, że mąż przez cały urlop macierzyński dokładnie zapisywał, ile wydał na mnie pieniędzy. Zdecydowałam się go zapytać, po co to robi? Jego odpowiedź zmusiła mnie do zastanowienia

Jestem w małżeństwie od czterech lat, z czego dwa lata spędziłam na urlopie macierzyńskim z córką. Uważałam swoje małżeństwo za całkiem szczęśliwe – wyszłam za mąż z miłości, a nie z powodu okoliczności, z mężem spotykaliśmy się już od kilku lat i byliśmy gotowi na taki poważny krok. I mieliśmy własne mieszkanie. Dokładniej, mieszkanie mojej babci, do którego przeprowadziliśmy się jeszcze przed ślubem.

Nigdy nie zauważyłam u męża jakiegokolwiek skąpstwa. Rachunki nie były dzielone, zakupy robiliśmy kiedy, kto i ile mógł. W ogóle nie prowadziłam rachunku, kto z nas ile wydał, ponieważ dla mnie było normalne, że na przykład w tym miesiącu opłaciłam wszystkie rachunki, a mąż wydawał na produkty, a następnego na odwrót.

Nikt z nas nie nalegał na wspólny budżet, po prostu z czasem stało się to samoistnie. Kto miał pieniądze, ten wydawał. I na pewno nie zarzucaliśmy sobie, że ktoś jest na minusie. Sytuacje bywają różne.

Podczas urlopu macierzyńskiego sytuacja nieco się zmieniła. Prawie nie miałam własnych pieniędzy, więc musiałam prosić męża. Nie odmawiał, ale proponował, że sam kupi to, czego potrzebuję.

Po co masz się z małym dzieckiem pałętać po sklepach? Ja po pracy wpadnę, napisz mi listę, wszystko kupię – proponował. Wydawało mi się, że to troska o mnie i dziecko, abyśmy nie musieli dodatkowo przebywać w zamkniętym pomieszczeniu z tłumem obcych ludzi.
Bez pytania pisałam mężowi listę, on przynosił to, czego prosiłam. Dla mnie było naturalne, że mój mąż zapewnia mnie we wszystko, co potrzebne, podczas gdy ja siedzę z naszym dzieckiem. Mąż też niczym nie pokazywał, że sytuacja go nie satysfakcjonuje.

Tylko teściowa czasami denerwowała się na temat tego, że żyję za szeroką stopą.

– Jesteś na urlopie macierzyńskim, musisz zrozumieć, że żyjecie z jednej pensji mojego syna. Zmniejsz trochę apetyty! Trzeba jakoś oszczędzać – apelowała do mojego sumienia.

Ale nie czułam się zawstydzona. Nie prosiłam męża o coś zbyt kosmicznego i niepotrzebnego – minimum ubrań, butów i kosmetyków. Tym bardziej sam mąż nie miał do mnie żadnych pretensji.

Żylibyśmy dalej spokojnie, gdyby poszukiwania potrzebnych dokumentów nie doprowadziły mnie do szuflady, w której mąż zwykle przechowywał swoje dokumenty. Nie szukałam kompromitujących dowodów na męża, szukałam dokumentów. Ale znalazłam bardzo interesujący zeszyt.

Włożyłam tam nos automatycznie, a potem przyjrzałam się uważniej i poczułam się nieswojo. Tam w kolumnach były wypisane daty, nazwy produktów i ceny aż do groszy. Bardzo niezwykła lista. Zaczełam się w niego wczytywać i nagle zrozumiałam, że to lista zakupów, które mąż dla mnie robił od pierwszego dnia urlopu macierzyńskiego.

Prowadził ten dziennik finansowy bardzo dokładnie, co miesiąc podsumowując wyniki. Tam były nawet zapisane artykuły higieniczne, ale hojnie nie wprowadzano produktów i artykułów gospodarstwa domowego. Od tej listy poczułam się zakłopotana.

Chciałam porozmawiać z mężem na ten temat, ale nie wiedziałam, od czego zacząć. Dwa dni się wahałam, a potem zapytałam wprost – co to za zeszyt i po co jest potrzebny. Mąż tak się zmieszał, że nawet zapomniał rozpętać awanturę, że grzebałam w jego rzeczach. Ale ostatecznie nie odmówił.

– To lista wydatków. Przecież teraz żyjemy z mojej pensji. Oto ja i podsumowuję…

Było widać, że rozmowa była dla męża bardzo nieprzyjemna. Ale wiedział również, że teraz nie uspokoję się, dopóki nie dowiem się prawdy.

– Jeśli w najbliższym czasie się rozwiedziemy, to będzie sprawiedliwe, że zwrócisz mi te wydatki. Przecież pieniądze szły właśnie na ciebie. Nie na rodzinę, nie na dziecko, a właśnie na ciebie.

Otrzymałam dwie ciężkie wiadomości – mąż myśli i przygotowuje sobie poduszkę bezpieczeństwa na wypadek rozwodu, a jeszcze liczy moje wydatki, wykluczając je z rodziny.

– A nic, że całe życie rodzinne mieszkamy w moim mieszkaniu? Teraz w przypadku rozwodu mam domagać się od ciebie pieniędzy za wynajem czy co? Dlaczego w ogóle o tym myślałeś? – oburzyłam się.

Mąż coś mamrotał, jakby to była po prostu zabezpieczenie, na wszelki wypadek, ale tak to jesteśmy dorośli ludzie. Nawet nie myślał o rozwodzie jako takim. Po prostu przywykł rozważać wszystkie, nawet najgorsze opcje. Na tym temat jakoś ucichliśmy.

Minął już miesiąc od tej rozmowy, nawet trochę więcej. Żyjemy jak dotąd, jakby wszystko było dobrze, żadnych ostrych sytuacji. O zeszycie i wpisach nie rozmawiamy. Zeszyt gdzieś zniknął i nie próbowałam dowiedzieć się jego losu.

Ale ta sytuacja nie daje mi spokoju. Teraz nie wiem, czego się spodziewać. Z jednej strony teraz żyjemy dobrze, z drugiej strony wcześniej też żyliśmy dobrze, co nie przeszkadzało mężowi prowadzić zeszytu.

Spread the love