– On wszystko zrozumiał i żałuje, musisz mu wybaczyć, – nalega córka, żebym przyjęła z powrotem jej ojca

Marcie skończyło się dwadzieścia cztery lata w zeszłym miesiącu. Jest dorosłą kobietą, ale wciąż gdzieś w jej duszy żyje dziecięca potrzeba silnej, przyjaznej rodziny. Bardzo żałuję, że nie mogę jej tego dać, chociaż sama córka uważa inaczej.

Gdy jej ojciec odszedł od rodziny, miała trzynaście lat. Nasz rozwód był dla niej bardzo trudny, zawsze była bardzo domowym dzieckiem, i mimo że starałam się ją przed tym ochronić, córka i tak cierpiała.

Ja również przeżywałam nie najlepsze czasy – mąż zdradził, żyjąc przez rok z dwiema rodzinami, a potem wybrał nie na naszą korzyść. Nastoletnia córka ciągle płakała, prosiła, byśmy się nie rozwodzili i namawiała mnie, bym coś zrobiła, żeby tata nie odszedł. A co ja mogłam zrobić?

Nie chciałam go prosić, by został, po tym jak dowiedziałam się, jakie rogate korony mi przyprawił. Rok, cały rok! Nie było żadnych delegacji, nadgodzin ani wędkowania, zamiast tego była młoda kobieta, do której ostatecznie poszedł.

Ojciec Marty obiecał przyjeżdżać, dzwonić i nie zapominać. Ale przyjeżdżał tylko pół roku, dzwonił jeszcze przez rok, a potem po prostu zniknął z naszego życia. Nawet alimentów nie płacił, a ja byłam zbyt dumna, by coś od niego wydobywać. Nie płaci – trudno, poradzimy sobie sami.

I radziliśmy sobie. Czasem od wspólnych znajomych dochodziły wieści o tym, jak żyje były mąż. Jego pasja miała syna, oto na jego wychowanie były mąż wydawał wszystkie siły i środki. Naprawdę, po co mu jakaś tam rodzinna córka, gdy obok jest niespokrewniony syn.

Wychowywałam Martę sama. Żyliśmy w moim przedmałżeńskim mieszkaniu, miejsca nam wystarczało. Musiałam dużo pracować, by zapewnić córce wszystko, co niezbędne, ale starałam się z całych sił, by niczego jej nie brakowało. I tak jej naszym rozwodem zepsuliśmy nerwy.

Córka dorosła, skończyła studia, teraz mieszka z chłopakiem w wynajmowanym mieszkaniu, wydaje się, że wszystko między nimi jest poważne. Mi też teraz jest łatwiej. Już nie ma tak palącej kwestii pieniędzy, zaczęło pojawiać się czas na własne zainteresowania i pasje. I po prostu czułam, że tak pięknie długo nie może trwać.

Jak diabeł z tabakierki pojawił się były mąż. Tak, po prostu na progu mojego mieszkania. Wyglądał na skruszonego i bardzo chciał porozmawiać. Wpuściłam go bardziej z zaskoczenia. Nie codziennie odwiedzają cię goście z przeszłości.

Ojciec Marty długo mówił, że zrozumiał, iż wtedy popełnił błąd, opuszczając nas z córką. I siedział ze smutną miną, jakby na coś czekał.

Nie wiem, na co czekał. Chyba liczył, że rzucę się na niego z łzami radości, że go przytulę. Ale ja po prostu wyrzuciłam go z mieszkania.

Znajomi potem opowiedzieli, że jego była partnerka zeszła się z ojcem swojego dziecka, a mojego byłego wyrzuciła. On pomyślał i postanowił również uderzyć do byłej, a może się uda. Nie udało się, ale nie zamierzał się poddawać.

Były postanowił wejść przez córkę. I ona przyjęła zbłąkanego tatę z otwartymi ramionami. Dla niej było ważne, aby tata był obok. Nie aprobowałam tego, ale też się nie sprzeciwiałam. To jej ojciec i jej życie. Już nie jest nastolatką i musi sama wszystko zrozumieć.

Ale córce nie wystarczało cieszyć się towarzystwem ojca. Postanowiła, że ja też muszę z nim rozmawiać. Co więcej, muszę dać mu szansę zacząć wszystko od nowa.

– Wszystko zrozumiał i żałuje, musisz mu wybaczyć, – namawia mnie Marta, nie rozumiejąc, że nie jestem tak łagodna jak ona.

Pamiętam zdradę, pamiętam, jak bolało mnie serce przez łzy córki, której ojciec nie zadzwonił na urodziny. Pamiętam wszystko. Nie mam żadnej ochoty rozmawiać z tą osobą, tym bardziej wpuszczać ją z powrotem do swojego życia.

Spread the love