Kiedy zmarł mój mąż, bardzo długo smuciłam się. A potem postanowiłam zająć się biznesem. Tak mijał czas, a potem zaczęłam chodzić na siłownię. Chodziłam tam codziennie, aż nie spotkałam jego.
Po śmierci mojego męża, długo nie mogłam żyć jak wcześniej. Mówią, że czas leczy, ale moja terapia czasem trwała bardzo długo, prawie cztery lata. Nie mogłam się z nikim komunikować, unikałam mężczyzn, nie reagowałam na komplementy. O jakichkolwiek relacjach nawet przestałam myśleć i stałam się bardziej bizneswoman i matką. Dzieci pomogły mi poradzić sobie z niepokojami, żyłam tylko dla nich.
A jeszcze, aby przeżyć tę pustkę w duszy, zaczęłam często chodzić na siłownię. Na jednym z treningów zauważyłam jego – Andrzeja. Jak tylko na niego spojrzałam, nogi mi się ugięły. Niebieskooki, dwumetrowy sportowiec z dobrym uśmiechem.
Oczywiście, nie dałam po sobie poznać, że mi się spodobał. A kiedy dowiedziałam się, że jest ode mnie młodszy o dziesięć lat, zupełnie się zasmuciłam. Ale jak się później okazało, ja też mu się spodobałam. Już po tygodniu znaleźliśmy się na tej samej imprezie, gdzie Andrzej zaprosił mnie do tańca. Potem odprowadził do domu i tak zaczęliśmy się spotykać.
Nigdy nie miałam podobnych uczuć do mężczyzny. Nasze spotkania trwają już prawie rok, on nalega, abyśmy zamieszkali razem, żebym przedstawiła go dzieciom. Nie jest biednym człowiekiem, więc nawet nie chcę myśleć, że spotyka się ze mną dla pieniędzy. Nie wyobrażam sobie, jak przyprowadzę go do domu, który zbudował mój mąż. Ale i stracić go po prostu nie mogę. Kiedy widzę te oczy, robi mi się tak ciepło na duszy.
Może ktoś był w takiej sytuacji, bo nie wiem co robić. Nie mogę splamić pamięci męża i bardzo nie chcę stracić ukochanej osoby. A może to, że jest ode mnie młodszy o całe dziesięć lat, tylko potwierdza niemożliwość naszego związku.
