– Już czas zostać babcią, jakie dziecko? Liczyłam na twoją pomoc! – obraża się córka
Urodziłam Annę wcześnie, miałam wtedy tylko osiemnaście lat. Zakochanie wydawało się miłością życia, chciało się rodziny, ale rodzicom o swojej sytuacji nie mówiłam do ostatniej chwili, kiedy jeszcze mogłam ukrywać brzuch.
Z jej ojcem nawet się pobraliśmy i żyliśmy razem około pięciu lat, zanim zrozumieliśmy, że próbujemy zachować pozory rodziny. Zakochanie minęło, obydwoje je przerosliśmy. Potem nastąpiło spokojne rozwód, i każdy poszedł swoją drogą. Zostałam z dzieckiem, on przeprowadził się gdzieś do innego miasta.
Wróciłam do rodziców, którzy nie byli zbyt zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ale nie mieli wyboru. Postawili mi warunek, że gotowi są nas z córką tolerować tylko pół roku, dopóki nie zarobię na wynajem mieszkania i nie zacznę od nowa.
Pięć lat temu twierdziłaś, że jesteś bardzo dorosła i mądra. O, urodziłaś dziecko, wyszłaś za mąż. Za swoje czyny trzeba odpowiadać. My z ojcem wychowaliśmy cię, teraz chcemy żyć dla siebie. Masz sześć miesięcy na rozwiązanie kwestii mieszkalnej i przeprowadzkę.
Termin wydawał się długi, ale córka praktycznie nie chodziła do przedszkola, łapiąc różne choroby. Mama odmawiała siedzenia na zwolnieniu z wnuczką, a w pracy na mnie już krzywo patrzono przez ciągłe zwolnienia lekarskie i proszenie o wolne.
Jednak w ustalonym przez rodziców terminie wyprowadziliśmy się. Wynajęłam pokój w akademiku, bo na mieszkanie nie mogłam sobie pozwolić finansowo. Było bardzo ciężko, dopóki córka nie poszła do szkoły. Nie mogłam pracować na pełnych obrotach, ledwo starczało pieniędzy na czynsz i jedzenie. Na ubrania i buty musiałam odkładać miesiącami.
Rodzice od problemów się wycofali. Czasami jeździliśmy do nich w odwiedziny, czasami zabierali wnuczkę na spacer, dawali jej prezenty na święta, na tym kończyło się nasze kontaktowanie. Każdy z nas żył swoim życiem.
Córka dorastała. Nie odprowadzałam jej do szkoły i nie odbierałam stamtąd. Sama świetnie sobie z tym radziła, w ogóle wcześnie stała się samodzielna. Pracowałam na dwóch etatach, abyśmy mieli pieniądze. Chciałam żyć w normalnych warunkach i mieć własne mieszkanie.
Po dwóch latach udało mi się zaoszczędzić pieniądze na zakup mieszkania. Choć mieszkanie to można było nazwać z dużym naciąganiem. Również dawny pokój akademika, grubo mówiąc, ale z osobistą łazienką i kuchnią-korytarzem. Całe mieszkanie miało może dwadzieścia metrów kwadratowych, ale i tak byłam szczęśliwa.
Zawsze bardzo dużo pracowałam. Chciałam, aby córka miała wszystko najlepsze. Jej tata zniknął z radarów, gdy miała około siedmiu lat, a ja starałam się być matką, ojcem i starszą siostrą. Było mi z tym ciężko.
Gdy córka skończyła dziesięć lat, moi rodzice odeszli. Przeprowadziliśmy się do mieszkania, które mi się odziedziczyło. Moje zaczęłam wynajmować studentom. Z pieniędzmi stało się łatwiej.
O życiu osobistym jakoś nie myślałam, nie było kiedy. Kandydaci, którzy chcieli zbliżyć się do mnie, byli odsiewani, gdy dowiadywali się o dziecku. Nie cierpiałam z tego powodu, wszystkie moje myśli były skupione na nas z córką.
Gdy córka dorosła i poszła na studia, przeprowadzając się do innego miasta, nagle zostałam sama. To było tak niespodziewane, bo zawsze obok mnie był ktoś: najpierw rodzice, potem mąż, potem córka. A tutaj sama. Do tego dużo wolnego czasu się pojawiło.
W wieku trzydziestu pięciu lat wreszcie zrozumiałam, co to znaczy żyć dla siebie. To było dziwne i niezwykłe, ale podobało mi się to uczucie. Kariera zbudowana, dziecko dorosłe, mieszkanie jest – czas zająć się sobą. I zaczęłam nadrabiać zaległości.
Zajęłam się sobą, bo przecież jestem młodą kobietą, ale nigdy nie miałam na siebie czasu. Zaczełam chodzić na różne wydarzenia, nawet wyjechałam na wakacje. A jeszcze pojawił się mężczyzna.
Początkowo myślałam, że to tylko zauroczenie, ale szybko doszło do ślubu. A po co zwlekać? Miałam trzydzieści sześć lat, on czterdzieści, obydwoje dorośli ludzie, którzy wiedzą, czego chcą od życia. Tylko martwiłam się, jak to przyjmie Anna, ale ona wszystko zrozumiała i ucieszyła się za mnie, od serca mi ulżyło.
Sama córka wyszła za mąż dwa lata po mnie. A jeszcze rok później ucieszyli mnie wiadomością, że będę babcią. Miesiąc po tej nowinie zrozumiałam, że też jestem w ciąży. Ale moja radość nie podzieliła córka.
Początkowo zareagowała na moje słowa, że będzie miała brata lub siostrę, niestosownym żartem, a gdy zrozumiała, że to wszystko na poważnie, zaczęła się oburzać.
– Już czas zostać babcią, a ty sama decydujesz się na dziecko! W ogóle liczyłam na twoją pomoc z dzieckiem, a ty, okazuje się, zostawiasz mnie. Dziękuję mamo! Tylko ludzi będziesz bawić na starość!
Tak mi było przykro. Mam tylko trzydzieści dziewięć lat, niektórzy dopiero rodzą pierwsze dziecko w tym wieku, a ja już babcią, w oczach córki już starość. Mąż mnie wspiera, oczywiście, ale i tak mi ciężko.
Córka teraz ze mną nie rozmawia, mówi, że przyzwyczaja się do życia bez matki. A mi tak ciężko. Rozumiem, że nie ma racji, ale i tak uczucie winy, które pojawiło się po jej słowach, nie znika.
