Wiadomość o tym, że wracam do domu, syn przyjął jakoś bez radości. Przyjechałam i zobaczyłam, że teraz w moim domu rządzi synowa. Jakbyśmy z nią żyli w pokoju, ale robi wszystko po swojemu i nie liczy się ze mną. Zastanawiam się: niby mam własne mieszkanie, ale czuję się w domu zbędna
Mam sześćdziesiąt lat, mam dwoje dzieci: starszą córkę, która ma 35 lat, mieszka w stolicy z trójką moich wnuków, i syna – ma 29 lat, niedawno się ożenił. Bardzo ich kocham, ale i tak uważam ich za trochę egoistycznych. Bardzo często wydaje mi się, że dzieci po prostu mnie wykorzystują. Ale przecież już nie jestem dziewczyną, starzeję się, jestem zmęczona.
Wiadomość o tym, że wracam do domu, syn przyjął jakoś bez radości. Przyjechałam i zobaczyłam, że teraz w moim domu rządzi synowa. Jakbyśmy z nią żyli w pokoju, ale robi wszystko po swojemu i nie liczy się ze mną. Zastanawiam się: niby mam własne mieszkanie, ale czuję się w domu zbędna.
Mam sześćdziesiąt lat, mam dwoje dzieci: starszą córkę, która ma 35 lat, mieszka w stolicy z trójką moich wnuków, i syna – ma 29 lat, niedawno się ożenił. Bardzo ich kocham, ale i tak uważam ich za trochę egoistycznych. Bardzo często wydaje mi się, że dzieci po prostu mnie wykorzystują. Ale przecież już nie jestem dziewczyną, starzeję się, jestem zmęczona.
Wyszłam za mąż jeszcze w latach 80-tych. Ojciec moich dzieci – dobry człowiek, choć tylko do pewnego czasu. Wydawało się, że żyliśmy z nim dusza w duszę, jak tu nagle piorun z jasnego nieba: mąż znalazł sobie inną. Bardzo przeżywałam to rozwód, szczególnie było mi szkoda dzieci.
Synowi wtedy było 7 lat, ciągnął ojca za spodnie i mówił: „Tatusiu, nie idź!”. Zostawił nam swoje dwupokojowe mieszkanie i regularnie płacił alimenty. Czasami komunikujemy się z nim przez media społecznościowe o dzieciach, ale on jest szczęśliwy ze swoją drugą rodziną.
Chyba tak przejmowałam się dziećmi, że całkowicie poświęcałam im cały czas, a ich kaprysy spełniałam. Kręciłam się na dwóch etatach, żeby dzieci miały wszystko. Córka chciała studiować w stolicy – wzięłam kredyt, spłacałam. A ona rzuciła studia i wyszła za mąż, urodziła trójkę dzieci, i zdecydowała, że edukacja jej nie jest potrzebna.
Ale jej mąż okazał się wielkim leniem, szczególnie nigdzie nie chciał pracować, żyli na pieniądzach rodziców męża. Trzeci wnuk urodził się, kiedy właśnie wyszłam na emeryturę, tutaj córka zaczęła prosić: „Mamo, przyjedź, pomóż nam z dziećmi, a my oboje wyjdziemy do pracy”.
Zostawiłam mieszkanie na syna i pędem do córki. Szczerze mówiąc – bardzo się męczyłam nie tyle z wnukami, co z córką i zięciem.
Początkowo byli jakoś wdzięczni mi za pomoc, a potem zrobili ze mnie pokojówkę i guwernantkę: ciągle mieli uwagi – nie tak karmisz, nie tak spacerujesz z dziećmi, nie tak siedzisz, nie tak podajesz! W pewnym momencie pomyślałam sobie – po co mi to? I pojechałam do domu.
A tam syn już przyprowadził synową! Dopiero przed wyjazdem dowiedziałam się, że oficjalnie się ożenił, choć mieszkał z nią już te dwa lata. Powiedział, że nie chcieli robić zwykłego wesela, bo mieli własne spojrzenie na to z narzeczoną: świętować z przyjaciółmi na ośrodku wczasowym z grillem. Dlatego nie informował i „nie chciał mnie odrywać od spraw”.
Wiadomość o tym, że wracam do domu przyjął jakoś niechętnie. Przyjechałam i zobaczyłam, że teraz w moim domu rządzi synowa. Jakbyśmy z nią i żyli w pokoju, ale robi wszystko po swojemu i nie liczy się ze mną. Sprzątam w domu – wspaniale, a jeśli przestawię ich zwykłe ustawienie, to odczuwam od synowej negatywny nastrój, a syn potem mi wszystko wyjaśnia.
Oto ja i na rozdrożu: niby mam mieszkanie, ale czuję się w nim nie to jako służąca, nie to jako zbędna. U córki też do mnie takie samo podejście, nawet gorzej, do stolicy na pewno już nie pojadę.
Nie mam dokąd pójść, syna nie mogę wyrzucić, ale z synową mi trudno. Dzwoniłam do swojej siostry na wieś, ona mi mówi: „Wyrzuć młodych z domu!”. Jej łatwiej powiedzieć – ona żyje zgodnie, mąż obok. A co ja mam robić? Bardzo ciężko na duszy i nie widzę żadnego wyjścia. Nigdy bym nie pomyślała, że nie będę mogła dogadać się z własnymi dziećmi.
