Objawienie mężczyzny, który był obecny przy narodzinach jego córki
Opowieść oparta na prawdziwych wydarzeniach.
Przez całe dziewięć miesięcy wraz z żoną oczekiwaliśmy na nasze dziecko. Pewnego wieczoru, a właściwie bliżej nocy, wszystko w końcu się zaczęło. Już wcześniej umówiliśmy się z żoną, że będę obecny przy porodzie, aby ją wspierać. Oto winda podnosi nas na trzecie piętro, gdzie rodzą się córeczki i synekowie, i gdzie, jak się okazuje, rzadko pojawiają się ojcowie. Zostaliśmy umieszczeni w sali przedporodowej, a obok, w sali położnic, były kobiety, które już otrzymały swoje małe szczęście. Stopniowo zaczynałem rozumieć, gdzie się znalazłem, ale co będzie dalej?
Borykam się ze strachem, w głowie wir myśli, lecz miłość do żony i dziecka była silniejsza niż lęk. Żona miała lekkie skurcze i dostała zastrzyk. Coś poszło nie tak, i ja, na całą salę, krzyczę „Pielęgniarka!”. U dwóch porodzących kobiety zaczęły się gwałtowne porody. Mam nadzieję, że kiedyś podziękują mi za to.
Od jedenastej w nocy do szóstej rano nie odstępowałem od swojej ukochanej, nawet do toalety. Żona poprosiła lekarzy, aby przyspieszyć poród. Przecież i ja musiałem być w domu, bo mieli montować pralkę. Żonę przeniesiono do sali porodowej, a ja czułem się jak przed omdleniem, byłem też strasznie zmęczony, masakra.
Razem z żoną zaczęliśmy się spinać, oczy wyłaziły mi z orbit. I prawie sam urodziłem, tyle że mój „płód” był nieprzyjemny.
I oto ostatnie skurcze, krzyki, które trwały wieczność. W tym czasie zupełnie osiwiałem. I nagle ten długo oczekiwany krzyk dziecka. W tym momencie byłem tak szczęśliwy. Nie obchodziło mnie nic, takie małe, maleńkie i moje.
Gdy usłyszałem od położnej, że urodziła mi się córka, nawet się rozpłakałem ze szczęścia i radości.
DZIĘKUJEMY WAM, NASZE UKOCHANE KOBIETY!!!
