Gdy córka powiedziała, żebyśmy przygotowywali się do ślubu, bo postanowiła wyjść za mąż, ja i mój mąż zasmuciliśmy się. Bardzo nam się nie spodobał zięć, jeszcze z biednej rodziny. Ślub opłaciliśmy ja i mój mąż. Młodzi zamieszkali w mieszkaniu, które kupiliśmy dla naszej córki. I od tego czasu zaczęło się najciekawsze. Tak wychowaliśmy dziecko na swoją starość

Ja i mój mąż zrobiliśmy bardzo wiele, żeby nasza córka w niczym nie miała potrzeby. Choć nie żyliśmy bogato, każdą wolną grosik inwestowaliśmy w nią, staraliśmy się też poświęcać maksimum uwagi. A ona wyrosła i prawie o nas zapomniała.

Gdy córka uczyła się w szkole, opłacaliśmy jej wszystkie koła zainteresowań, które chciała odwiedzać, później oszczędzaliśmy na wszystkim, aby tylko normalnie ukończyła studia na uniwersytecie. Gdy dorosła, wzięliśmy z mężem kredyt i kupiliśmy jej mieszkanie.

Gdy córka miała 26 lat, poznała młodego mężczyznę. Wcześniej miała już związki, ale nic poważnego z tego nie wyszło, a z tym mężczyzną prawie od razu zamierzała iść do ołtarza.

Nam z mężem jej wybranek od razu się nie spodobał, powiem wam szczerze, jakiś przyjezdny chłopak z z wioski, z biednej rodziny i bez porządnego wykształcenia. Oczywiście, nie o takiego zięcia marzyliśmy!

Próbowaliśmy jakoś delikatnie rozmawiać z nią na ten temat, aby nie śpieszyła z wprowadzeniem się do swojego narzeczonego i dobrze przemyślała, czy tego potrzebuje. Ale rozmowy w ogóle nie wpłynęły na moją córeczkę i ona przywiozła swojego ukochanego do kupionego przez nas mieszkania.

Ogólnie, jakoś nasza córka z zięciem wzięli ślub. Oczywiście, że główną część pieniędzy na uroczystość daliśmy my z mężem, teściowie dali jakąś zupełnie skromną sumę, która wystarczyła tylko na garnitur ich syna. Potem mój mąż musiał zadbać o to, by zięć dostał porządną pracę, i dzięki temu teraz może w miarę utrzymywać naszą córkę.

Myśleliśmy ciągle, że za wszystkie nasze starania dostaniemy „dziękuję”, ale nie tutaj było! Gdy moja córka z zięciem zaczęli żyć bardziej samodzielnie, bo my z mężem prawie przestaliśmy im pomagać, i zaczęliśmy odkładać na starość, to od nich dostaliśmy tylko zarzuty: jakoby nie chcieliśmy zięcia przyjąć do siebie, nie życzyliśmy szczęścia swojej jedynej córce.

Bolało mnie to słyszeć, oczywiście, ale dla córki teraz istnieje tylko jeden autorytet – jej mąż, ona go słucha i zgadza się z nim, a on wpaja jej takie myśli. Bardzo boli słyszeć podobne słowa od swojego jedynego dziecka, dla którego tak wiele lat się staraliśmy, któremu ja i mój mąż chcemy tylko dobrego i dla którego nic nie jest nam za wiele.

Wydaje mi się, że wszystko zaczęło się od momentu, kiedy nie pozwoliliśmy zięciowi się zameldować w mieszkaniu, które kupiliśmy dla córki. Ale jak dotrzeć do córki – nie wiemy. Wychowaliśmy takie dziecko na swoją głowę.

Spread the love