Jakbym się nie starała, stosunek mamy do mnie nie zmienia się
Wyobraźcie sobie sytuację – przychodzicie na urodziny z opóźnieniem, goście już się zebrali, wręczacie bukiet solenizantce, życząc zdrowia, szczęścia i wszystkiego najlepszego, a w odpowiedzi słyszycie:
— Co, bez prezentu dla matki?
Właśnie to zdanie usłyszałam ostatnio od swojej mamy. To, że goście siedzieli w mieszkaniu, które zaledwie dziesięć dni temu przeszło generalny remont, opłacony przeze mnie, nie miało znaczenia, tym bardziej, że ten remont opłaciłam jako prezent urodzinowy dla właścicielki mieszkania, o czym wcześniej informowałam. Okazuje się, że mama liczyła także na piękną opakowanie dodatkowo.
W zasadzie wszystko było logiczne, mama nigdy nie doceniała moich wysiłków i starań, w przeciwieństwie do jej ocen wszystkiego, co dotyczyło mojej starszej siostry. Mam dobre oceny? A Tania to wzorowa uczennica, bierz z niej przykład! Wygrałam szkolną olimpiadę? A Tania brała udział w olimpiadzie wojewódzkiej! Dostałam się na studia za darmo? Tanię przyjęli bez egzaminów! Znalazłam dobrą pracę? A Tania wkrótce da nam wnuka!
Przykłady zachwytów mamy nad Tanią można mnożyć bez końca, a ja, jak głupia, zawsze starałam się udowodnić, że nie jestem gorsza od siostry i zasługiwać na podobne zachwyty od mamy. Ale nawet, gdy mamie brakowało argumentów, zachwytów nie było. Przekonałam się o tym, gdy zarobiłam na własne mieszkanie i poinformowałam o tym mamę. Nie ucieszyła się ze mnie wcale:
— Tak?.. Powinnaś już pomyśleć o zamążpójściu, Tania będzie rodzić drugie…
Wtedy zrozumiałam, że wszystkie moje starania są daremne, a Tania była i będzie dla mamy jakąś ikoną. Przestałam “rywalizować”, ale regularnie pomagałam mamie, w przeciwieństwie do mojej siostry, której nigdy nie wystarczało pieniędzy na to, a mama zrozumiała ten brak z sympatią:
— Tania ma przecież rodzinę!
W ostatnich sześciu miesiącach, przychodząc do mamy z torbami pełnymi jedzenia, zaczęłam coraz częściej zauważać, że jej mieszkanie wręcz błaga o remont. Po kilku moich komentarzach na ten temat, mama aktywnie włączyła się w rozwiązywanie problemu – zaczęła mi wiercić dziurę w brzuchu, że rzeczywiście trzeba, ale przecież nie ma pieniędzy! Oszacowałam swoje możliwości i zdecydowałam odłożyć zakup samochodu. Wypłaciłam depozyt, wynajęłam ekipę i po pewnym czasie, mniej więcej dwóch miesiącach, mieszkanie odmieniło się, jak i jego zawartość – meble, instalacje i wszystko inne. Myślę, że to był po prostu wspaniały prezent na dzień urodzin mamy, ale się myliłam.
Teraz jeszcze lepiej rozumiecie moje samopoczucie po komentarzu mamy podczas wręczania bukietu. I na tym komentarzu się nie skończyło. Nieco później mama demonstracyjnie pochwaliła się jakąś głupią, taną wazoną, którą podarowała jej moja siostra. Gdybym wiedziała – zamówiłabym zamiast remontu dziesiątkę takich „arcydzieł” i kupiła sobie samochód.
No cóż, teraz będę wiedzieć i nie będę się rozpraszać na różne tam remonty…
