Nagle wszyscy krewni zaczęli mnie nienawidzić, a ja tylko nauczyłem się im odmawiać
Nigdy specjalnie nie byłem chłopcem, który lubi się komunikować z krewnymi, obgadywać kogoś. Mieszkaliśmy daleko od wszystkich. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawiałem z siostrą mojego ojca. Oni do nas nie dzwonili, my do nich też nie. Ogólnie rzecz biorąc, każdy ma swoje życie i uważam, że to normalne.
I oto mam już 22 lata, mam swoje auto, pracuję, zbieram na własne mieszkanie. Nagle zjawiła się ciocia z rodziną i “obradowała” nas wiadomością, że kupili sobie prywatny dom tuż obok naszego.
Mamy działkę rekreacyjną z domem na przedmieściach. Oto taka “radość”, myślę sobie. Od razu pomyślałem, że będą mnie napinać, żebym pomógł w przeprowadzce. I co? Miałem rację.
W ogóle nie byłoby dla mnie trudno pomóc krewnym, nawet z radością. Ale gdy zaczęli się zachowywać bezczelnie, zacząłem czuć gniew. Co weekend – dzwoni ciocia i rozkazującym tonem mówi mi, że muszę podjechać tu i tam, zawieźć ją gdzieś i tak dalej.
Nie miałem żadnego normalnego weekendu. Wciąż byłem ich prywatnym kierowcą. Nawet nie dali mi pieniędzy na benzynę – ciągle płaciłem z własnej kieszeni.
I wtedy postanowiłem, że mam dość. Ile można być wygodnym. Niech sami rozwiązują swoje problemy.
Gdy zadzwoniła do mnie następnym razem, powiedziałem jej bez wyrzutów sumienia, że mam dość. Nie będę im więcej pomagać. Na co ona od razu zadzwoniła do mojego ojca i opowiedziała mu jakieś bzdury, że jakoby byłem dla niej niegrzeczny i obraziłem ją.
Oczywiście dostałem wtedy od ojca jeszcze niesłusznie. Ale przynajmniej pozbyłem się bezczelnych krewnych. Nie ma co być wygodnym dla kogoś, trzeba umieć odmawiać.
