Mój mąż zabrał mnie do domu swoich rodziców. Gdy przyjeżdżali moi rodzice, teściowie demonstracyjnie wychodzili, a później nawet powiedzieli, żeby mama i tata już do mnie więcej nie przychodzili
Po ślubie ja i mój mąż zdecydowaliśmy, że będziemy mieszkać u jego taty i mamy. To znaczy, bardziej Andrzej nalegał na to, bo to jego dom, przyzwyczaił się do niego i powiedział, że miejsca wystarczy dla wszystkich, bo nigdzie nie mieszka się tak dobrze jak w domu rodzinnym. Na początku mnie to zupełnie satysfakcjonowało.
Teściów widywałam bardzo rzadko, ponieważ wtedy spędzałam dużo czasu w pracy. Ale po narodzeniu naszej córki wszystko w naszej rodzinie diametralnie się zmieniło.
Po pierwsze, czasami wydaje mi się, że to nie moja córka, a córka mojej teściowej, tak teraz wszystko się układa.
Gdy nasze dziecko zaczyna płakać, ona bierze je najpierw na ręce i zaczyna je usypiać, zawsze na rękach. Mówię, że nie trzeba tak robić, sama sobie poradzę z własnym dzieckiem, ale teściowa mnie w ogóle nie słyszy.
Mama Andrzeja twierdzi, że moje wychowanie jest złe, że trzeba mnie wszystkiego uczyć. Mówi, że jestem opryskliwa, bo wychowałam się bez miłości, chce wychować wnuczkę inaczej.
Tłumaczenie mojej teściowej, że to moje dziecko, a ja jestem matką i prawo do wychowania pozostaje za mną, jest całkowicie daremne.
Na tym tle zaczęły się poważne nieporozumienia między nami. Mój mąż w ogóle się w to nie miesza. To bardzo trudne i smutne.
Po drugie, w domu teściowej nie mam absolutnie żadnej prywatnej przestrzeni. Do salonu z dzieckiem nie mogę wejść, bo cały czas tam ogląda telewizor mój teść, na kuchni też nie mam miejsca – w tym pokoju prawie zawsze jest teściowa.
Wielokrotnie próbowałam o tym rozmawiać z mężem. Ale Andrzej powiedział, że stałam się całkowicie bezczelna, bardzo szybko przyzwyczaiłam się do komfortu i dobrobytu dzięki jego rodzinie, jego mama bardzo nam pomaga we wszystkim, co może, a ja po prostu bardzo szybko przyzwyczaiłam się do jej dobra i nie widzę jej wysiłków. A z jego rodzicami mieszka się bardzo łatwo, dzięki nim nie znamy żadnych problemów.
Oprócz tego niedawno rodzina mojego męża zabroniła moim rodzicom przychodzić do mnie w gości. Mój mąż też się do tego bojkotu do
łaczył z niezrozumiałych dla mnie powodów. Bardzo bał się zagniewać swoją mamę i tatę.
Obecnie tylko ja z córką chodzę do moich rodziców, a zapraszać ich do siebie w gości nie mam prawa, ponieważ rodzina mojego męża tego nie chce.
Próbowałam rozmawiać z mężem, tłumaczyć mu, że chciałabym być gospodynią we własnym domu. Niech to będzie wynajęte mieszkanie, ale będę miała swobodę działania, będę sama sobie gospodynią i nie będę musiała dostosowywać się do nikogo.
Będę mogła bawić się ze swoim dzieckiem gdzie chcę, ustalać własne porządki i wybierać, kogo chcę widzieć w gościach, a kogo nie.
Teraz od dłuższego czasu namawiam Andrzeja, żebyśmy przeprowadzili się, chociaż na jakiś czas, do moich rodziców. Mam tam część mieszkania, w którym mieszka moja babcia, jest dwupokojowe, mówię, chodźmy tam na jakiś czas.
Nie i jeszcze raz nie, męża w ogóle nie da się namówić na to. Chce mieszkać we własnym domu. To tak smutne, już nie wiem, co robić. Proszę o jakąś radę, bo już jestem zmęczona życiem u rodziców męża, nikt mnie nie bierze pod uwagę.
Czy naprawdę muszę się pogodzić z takim życiem? Dlaczego rodzina męża ma mną rządzić?
