“Trzeba będzie sprzedać mieszkanie, żeby spłacić długi” – westchnęła mama i czekała, aż zacznę jej odmawiać.

Matka wzięła kredyty, żeby stać się bizneswoman, mimo że mówiłam jej, że wplątała się w niebezpieczną historię, że to jakaś piramida oszustwa.

Mój głos rozsądku matka ignorowała, przekonując się na wszelkie sposoby, że jej “partnerzy biznesowi” mają dla niej świetne pomysły. Żadne argumenty nie działały. W efekcie matka zaciągnęła kredyty na zakup towarów do dalszej sprzedaży, ale nikt nie był nimi zainteresowany. Jej towar się nie sprzedawał.

Kwota kredytu nie była jeszcze zbyt wysoka, więc można było go spłacić, ale matka postanowiła spróbować jeszcze raz, wchodząc w inną piramidę.

Znowu zaciągnęła kredyty, robiła to po swojemu, a ja przestałam się nią martwić. Po co? To dorosła kobieta, ma swoją głowę na karku.

Mam już ponad trzydzieści lat, mieszkam osobno, kupiłam mieszkanie na kredyt i spłacam go. Mam własne sprawy, nie mam czasu biegać za matką i tłumaczyć jej, żeby nie wchodziła w kolejne kłopoty.

A matka nadal zwiększała swoje długi. Nie płaciła za mieszkanie, nie spłacała kredytów, bo nie miała z czego. Zamiast tego mieszkanie było wypełnione towarem, który nie miał kupców.

Za cenę, jaką chciała za niego otrzymać, nikt go nie kupował. A jeśli sprzedawała go po rzeczywistej wartości, to nie zarabiała nic, wychodziły grosze.

Próbowała pożyczać ode mnie pieniądze, ale po kilku próbach, gdy nie spłaciła ich, przestałam pożyczać. Nie jestem bankomatem, mam własne problemy, nie chcę wyrzucać pieniędzy w błoto.

Niedawno matka zaczęła mówić, że ma zbyt wiele długów i nie radzi sobie z nimi. Zaproponowałam jej ogłoszenie upadłości lub skonsultowanie się z prawnikami, może znajdą inne rozwiązanie.

Ale te opcje nie pasowały matce. Powiedziała, że widzi tylko jedno wyjście.

– Będzie trzeba sprzedać mieszkanie, żeby spłacić długi – westchnęła matka i spojrzała na mnie.

Pewnie czekała, aż zacznę jej odmawiać, ale nie miałam takiego zamiaru. Skinęłam głową, tak, tak, pewnie, to pewnie najlepszy pomysł.

Matka wstała i zaczęła krzyczeć, że jestem obojętna, że jej jest wszystko jedno, że jej własna matka może skończyć pod mostem.

– Myślałam, że moja córka mnie pomoże, a ona tylko kiwa głową i mówi, żebyś sprzedała mieszkanie, mamuś, i poszła mieszkać na dworzec!

Ciekawe rozważania. Zaczęło mnie naprawdę ciekawić, co matka oczekiwała ode mnie.

– Mogłabyś sprzedać swoje mieszkanie, przecież nie jest jeszcze spłacone. Część pieniędzy oddałabyś bankowi, a resztę użyłabyś na spłatę kredytów. Na razie mogłabyś mieszkać ze mną.

Ale te pieniądze zarobiłam sama, matka nie pomagała. A matka sama wplątała się w tarapaty, więc teraz musi je sama rozwiązać. Ostrzegałam ją a teraz nie zamierzam jej pomagać. Jak weszła, tak niech wyjdzie.

Spread the love