Jak żona efektownie i sprytnie “nauczyła” kochankę swojego męża.

Tego dnia fatalnie się spóźniałam do pracy. Budzik skutecznie mnie zawiódł, nawet nie zdążyłam umyć głowy. Musiałam się ubrać w pośpiechu i niestety nie zdążyłam na autobus.

Stałam głodna, zła, kompletnie nie wypoczęta i zastanawiałam się, co dalej robić. Zamówienie taksówki zajęłoby za dużo czasu. Zanim taksówka przyjedzie, mogę dostać się na miejsce pieszo. Jedyna nadzieja to złapać stopa. Stałam i zaczęłam machać ręką. Nagle przed mną pojawiła się inna dziewczyna, i zrozumiałam, że moje szanse na dostanie się na czas do pracy właśnie zmniejszyły się o połowę.

Dziewczyna była dość wysoka, ale poza tym nosiła obcasy co najmniej piętnastocentymetrowe. Miała na sobie krótką mini spódniczkę i białą futrzaną kurtkę. Oczywiście, była blondynką. Teraz doskonale rozumiałam, że nikt na pewno nie zabierze mnie do pracy.

Nagle zza zakrętu wyjechał czerwony luksusowy Porsche. Mechanicznie podniosłam rękę, nie mając na nic nadziei. Samochód podjechał do blondynki, przyspieszył i oblał ją falą brudu z kałuży.

Jej białe futro było zepsute. Następnie kierowca ostro zatrzymał się obok mnie i opuścił szybę. Za kierownicą siedziała inna dziewczyna.

– Wsiadaj! – powiedziała spokojnie.

Byłam po prostu w szoku. Blondynka ze zdziwienia aż otworzyła usta. Nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Wskoczyłam na przednie siedzenie i usiadłam wygodnie. Kilka minut jechaliśmy w milczeniu, a potem nie wytrzymałam i zadałam pytanie:

– Dlaczego tak nie lubisz blondynek?

– Mam całkiem niezłe zdanie o blondynkach, poza tą “pomalowaną” owcą. Sprawiła mi przykrość z moim mężczyzną rok temu. Z jej inicjatywy on odzyskał ode mnie mieszkanie i działkę. Kupił jej futro… I ja tak się zemściła! Śmiałyśmy się głośno. Złośliwość kobiet nie zna granic!

Spread the love