Zdecydowałam się nie zostawiać mieszkania synowi, moim najemcom jest ono bardziej potrzebne
Mam 65 lat i jestem samotna. Dziwnie jest mówić tak, kiedy w tym samym mieście mieszka mój syn, ale od dawna jest on żonaty i rzadko pojawia się w moim życiu. Od czasu, kiedy zostałam wdową, siedzę sama w trzypokojowym mieszkaniu jak w muzeum i nie mam nikogo, kogo mogłabym poprosić o pomoc.
Warto zadzwonić do syna – synowa od razu się wtrąca, wyraża swoje niezadowolenie, drażni mnie. Według niej powinnam wręczać prezenty na święta przez okno, trafnie zgadując życzenia, nie pojawiać się u nich w domu i przede wszystkim nie prosić o wsparcie. Ale wyobrażacie sobie, jakim obciążeniem staje się dla emerytki opłata za czynsz?
A co jeśli zachoruję? Jeśli będę potrzebować męskich rąk do pomocy w gospodarstwie? Synowa zasugerowała mi ogłoszenie typu ‘mężczyzna na godzinę’, nie tak często potrzebuję rzemieślnika.
Owszem ciągle czegoś potrzebuję, przecież to życie. Postanowiłam jechać do siostry na działkę – pojawia się pytanie, jak tam dotrzeć, jak dowieźć torby. Czy mam jechać taksówką?
Poprosiłam Andrzeja, nie odmówił. Ale synowa wywołała skandal, że on ma tylko jeden dzień wolny – a ten dzień już wykorzystał na mnie. Zdecydowanie nie sądzę, żeby spędzania czas z matką to marnowanie czasu. Synowa na pewno nie da mi pieniędzy na taksówkę, więc jej rady dla mnie są bezwartościowe. Potwierdziła, że nie jest zobowiązana do pokrywania kosztów moich wyjazdów. Nie mogę sobie pozwolić na jazdę – siedziałabym w domu.
W rezultacie oddzwoniłam do Andrzeja, że jadę pociągiem, od tamtej pory staram się w ogóle nie dawać o sobie znać.
Sylwia była nastawiona wrogo od momentu poznania. Staram się nie wtrącać się niepotrzebnie, rozmawiam tylko z synem. Nawet zobaczyć wnuczkę jest katorgą, trzeba znosić wszystkie kaprysy i zmiany synowej, uzgadniać z nią kilka dni wcześniej.
Nawet moje telefony jej denerwują, nie dają się wyspać, odrywają ją od zajęć. Doszłam do tego punktu, że piszę wiadomości do syna, czy mogę do niego zadzwonić lub czy mógłby do mnie zadzwonić. A on nie zawsze oddzwania!
W sumie powoli pogrążałam się w depresji i sprawa poszła już daleko. Ratowali mnie tylko rozmowy na ulicy. Siadałam z sąsiadkami na ławce, rozmawiałam z turystami w metrze, z sprzedawcami… Gorzko to jest, kto nie wie, niech go Pan Bóg broni zrozumieć.
Pewnego dnia podczas spaceru zobaczyłam w parku obok domu młodą kobietę, na pozór jeszcze nastolatkę. W ciąży, brzuch już wyraźnie widoczny. Siedziała i płakała, sama z jakiegoś powodu. Oczywiście, poszłam spytać, jak jej mogę pomóc.
Okazało się, że Ewa znalazła się na ulicy. Chłopak zdradził ją, poprosił o rozstanie. Ona jest w innym mieście i nie może z brzuchem wrócić do rodziców, mają swoje problemy.
Zrozpaczona kobieta nie wiedziała, co robić, nawet myślała o rezygnacji z dziecka. Gdzie je zanieść, na dworzec?
“Jaki dworzec” – przytuliłam tę głupią dziewczynę – “idziemy do mnie. Naleję ci herbaty, odpoczniesz, i coś wymyślimy.”
I tak Ewa została ze mną, była wspaniałą współlokatorką. Uporządkowała mieszkanie, urodziła cudowną córeczkę. Pomagałem im nawet z mojej emerytury – a pieniądze w domu jakby się pomnożyły, dziewczyna gotowała oszczędnie i jeździła do jakichś hurtowni, podczas gdy ja zajmowałem się dzieckiem. Czasem piecze ciasta na zamówienie. Uporządkowała kuchnię, wszystko lśni.
Kiedy leżałam szpitalu, syn nie zdecydował się mnie odwiedzić, a Ewa przywoziła domowe jedzenie rano i wieczorem.
I tak żyjemy, małe dziecko już samo biega. A my nawet raz się nie kłóciliśmy. Delikatna dziewczyna traktuje moje rady z szacunkiem, nie wszystko wykonuje, ale nie wyśmiewa. Ja też się nie obrażam, matka lepiej wie.
Przestałam dzwonić do syna w sprawach. I nagle zrozumiałam: nie było rozmów od niego przez rok. Do świąt wyślę kolejnego SMS-a, odpowiem – i dobrze.
Oto zdecydowałam, zostawiam mieszkanie moim dziewczynom, tak się złożyło, że będą się mną opiekować. Synowej i synowi nie jestem potrzebna za darmo.
Szkoda tylko, że powiedziałam mu o tym – skandal wciąż się nie uspokoił. Raz przepraszają i przynoszą prezenty, raz przeklinają. Ewie grożą policją.
Wszystkich krewnych ustawili, że oszustce oddają mieszkanie. A ona potrzebuje tylko mieszkania i niani dla dziecka.
Ale ja dokładnie wiem: jeśli Ewa zniknie, syn z synową ochłoną, już wychowali swoją córkę na cudzą dla mnie.
