Córka i zięć przeprowadzili się do mnie i zaczęli narzucać swoje zasady. Teraz sama czuję się gościem we własnym domu

Dlaczego mam się godzić z niedogodnościami, które sprawiają mi córka i zięć? To oni przyszli do mnie, więc powinni dostosować się do mojego harmonogramu. Ale oni nie tylko nie chcą tego zrozumieć, ale również zachowują się niegrzecznie, przede wszystkim zięć, który stwierdził, że to moje problemy, że śpię do południa, a oni są ludźmi, którzy pracują.

Młoda para przeprowadziła się do mnie cztery miesiące temu. Córka zadzwoniła i powiedziała, że muszą oszczędzać na własne mieszkanie, bo na wynajmowanym nie uzbierają nic. Poprosili więc, żeby ich wzięłam do siebie na trochę.

Mam dwupokojowe mieszkanie, pokoje nie są przejściowe, więc przemyślałam to i się zgodziłam. Pieniędzmi nie mogę pomóc, jestem już na emeryturze, więc przynajmniej w ten sposób mogę im pomóc.

Nie myślałam, że będę miała takie problemy. Jestem bardziej “nocnym ptakiem” idę spać późno, budzę się też późno. Całe życie cierpiałam z powodu konieczności wstawania wcześnie rano, a kiedy przeszłam na emeryturę, wreszcie dostosowałam się do wygodnego dla siebie harmonogramu.

Kładę się gdzieś około drugiej-trzeciej w nocy i wstaję o dziesiątej jedenastej. A mnie co? Mogę sobie na to pozwolić.

Młodzi mają swój harmonogram, no rozumiem, muszą pracować rano. Dlatego kładą się spać około dziesiątej wieczorem, żeby zdążyć wyspać się.

Kiedy już położą się spać, wtedy zaczynam chodzić na palcach. Nawet kupiłam słuchawki, żeby spokojnie oglądać telewizję i nikomu nie przeszkadzać.

Jeśli coś głośnego trzeba zrobić, lepiej odkładam to na następny dzień, nie chcę budzić młodych, sama rozumiem, jak to jest, kiedy ktoś hałasuje i budzisz się.

Jednak młodzi zupełnie się nie wstydzą budzić mnie rano. Wstaną, włączą telewizor w kuchni i zaczynają hałasować z naczyniami. Zięć jeszcze bierze telefon do łazienki z muzyką.

Chodzą jak słonie, drzwiami trzaskają. Tutaj nawet umarły by się podniósł, nie tylko śpiący. A im obojętnie, że ja tylko trzy-cztery godziny spałam. Już prosiłam córkę, żeby oni rano zachowywali się cicho, ale ona kiwa głową, a nic się nie zmienia. Zięć w ogóle ignoruje moje prośby, uważając je za fanaberię.

– Wszyscy normalni ludzie nocą śpią, a w dzień nie śpią! – Powiedział mi.

– Mamusiu, to prawda, że my nie możemy się cicho zbierać się! – Podtrzymuje go córka.

Ja jakoś mogę nie hałasować, kiedy oni śpią, a oni nie potrafią. A potem rano nie można obejść się bez muzyki, telewizora i hałasu z naczyniami. Nawet nie zmniejszają głosu, kiedy rozmawiają. Wszystko rozumiem, ale oni zachowują się jak dla mnie, jak świnie. To, że muszą się zbierać do pracy, ich nie usprawiedliwia, wszystko można robić ciszej.

Nie chcę naśladować ich i zaczynać hałasować w nocy, przecież jestem dorosłą osobą. Spróbuję jeszcze raz porozmawiać z córką, a ona niech już rozmawia ze swoim mężem.

Jeśli to nie pomoże, to wyślę ich za próg. Rozumiem, że to się z pewnością zamieni w kłótnię, po prostu jeśli ich wygonię, to oszczędzę sobie mnóstwo nerwowych komórek.

Tym bardziej mam przed oczami przykład mojej siostry, której syn z synową weszli na głowę i prawie ją wyrzucili. Ona już cała nerwowa, a nic nie chce zrobić, czeka, aż sami się rozejdą, już pięć lat czeka. Ja tak nie chcę.

Spread the love